Poseł dr Marek Sawicki opowiada o sabotowaniu biogazu w polityce energetycznej oraz o potencjale produkcyjnym sektora, którego w Polsce wciąż nie ma w rozmowie z Beatą Klimczak.
Panie pośle, jest pan rolnikiem. Ale czy biogazownikiem?
Marek Sawicki: Nie mam biogazowni i nie korzystam z biogazowni w okolicy, bo takiej jeszcze nie ma, ale się buduje. Będzie uruchamiana pewnie za jakieś 3-4 miesiące. Jest budowana przez producenta trzody chlewnej. To duża instalacja o mocy 1,5 MW.
Ja wiem o co najmniej kilkudziesięciu innych projektach biogazowych na różnym poziomie realizacji. Załóżmy więc, że inwestowanie w tego typu instalacje jest możliwe. Pan jednak otwarcie mówi o sabotażu biogazu…
Energia odnawialna w Polsce nigdy nie miała charakteru skonsolidowanego i trzy energie: wiatru, słońca i biogazu nigdy ze sobą nie współpracowały. Dystrybutorzy energii potrafili te środowiska ze sobą poróżnić, a walka toczyła się i nadal toczy o dostęp do sieci. Zabrakło współpracy, żeby te sieci rozbudowywać i żeby dla wszystkich było pole do działania.
Mamy więc sytuację taką, że w samym sektorze biogazu toczy się dyskusja o tym, czy biogazownie w Polsce mają mieć charakter rozproszony, czy mają to być inwestycje o dużym poziomie koncentracji.
Która opcja zwycięża?
Widzę bardzo silne wsparcie i działania lobby na rzecz biogazowni powyżej 1, a nawet powyżej 2 MW, w przypadku produkcji biometanu. Działania te skierowane są przeciwko małym biogazowniom rolniczym, które powinny być przedłużeniem gospodarstwa rolnego. Przypomnę, że to z mojej inicjatywy, jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu RP, wprowadzono zapisy, dzięki którym biogazownie rolnicze do 0,5 MW po pierwsze zwolnione są z obowiązku przygotowywania pozwoleń środowiskowych, a po drugie mają pierwszeństwo w przyłączaniu do systemu energetycznego.
Kongres Biogazu – zarejestruj się!
Energetyka została zobowiązana do przyłączania do sieci elektroenergetycznych małych biogazowni rolniczych wytwarzających prąd w systemie szczytowym na przydzielone moce dla fotowoltaiki, która – mimo że ma przyznanych 14 GW mocy przyłączeniowych w skali kraju, to produkuje niespełna 4 GW. I druga rzecz: w ustawie dotyczącej przesyłu wprowadzono zapis, że można budować prywatne sieci przesyłowe, czyli przedsiębiorcy, wspólnoty lokalne, energetyczne, jeśli chcą uniezależnić się od zewnętrznego systemu energetycznego, to mają już taką możliwość. Pozostają kwestie uzyskania wszystkich pozwoleń i zgód, także dozoru technicznego. To wcale nie jest łatwa sprawa. Ale prawo już jest.
Przyznaję, że to ogromny krok naprzód, ale wciąż niewykorzystany i mało przydatny skoro nowych instalacji biogazowych powstaje jak na lekarstwo. Największy potencjał dla biogazu dostrzegamy w rolnictwie, które za chwilę stanie przed poważnymi problemami związanymi z wprowadzaniem na rynek swoich produktów. A jednak i tam nie ma zbyt wielu chętnych do inwestycji.
Od kilku miesięcy walczę, także w ramach mojej koalicji, o to, żeby dać szansę polskim rolnikom, by gospodarstwa, które zajmują się produkcją zwierzęcą, mogły zarabiać nie tylko na niej, ale także na produkcji energii i ciepła. Takich gospodarstw jest około 14 tys. Wytwarzają 95% całej krajowej produkcji zwierzęcej. Gdyby miały swoje biogazownie rzędu niespełna 50 kW, to wówczas ich dochód roczny przekroczyłby 350 tys. zł.
To są wpływy większe niż z produkcji zwierzęcej, gdzie jest ok. 50 jednostek dużych inwentarza. Niestety nikt, ani w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, ani w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak duże pieniądze mogłyby zostać u rolników i jak duża moc mogłaby stabilizować system energetyczny kraju, w którym podobno musimy produkować energię z węgla, bo nie mamy stabilnych źródeł odnawialnych!
Na fotowoltaikę i magazyny energii z nią związane jest dofinansowanie na poziomie 85%, a 95% takich instalacji to import z Chin. Na dofinansowanie biogazowni rolniczych, gdzie 97% „wsadu” to polska myśl technologiczna i polskie urządzenia – pieniędzy nie ma. Tego nie mogę zrozumieć
Marek Sawicki
Mamy takie źródła, a są nimi biogazownie szczytowe. Trudno budować instalację o mocy 3-5 MW, bo jeśli będzie produkowała prąd 8 godzin, to turbina musi być trzy razy większa niż możliwość wyprodukowania biogazu. Bardziej racjonalna jest do 0,5 MW. Polska Grupa Energetyczna dla takich biogazowni wydaje pozwolenia na produkcję energii nie przez 8, ale przez 12 godzin. Są to więc lepsze warunki dla gospodarstw niż tego oczekiwałem. Ten przykład pokazuje, że prawnie wszystko jest możliwe. Cała rzecz rozbija się o pieniądze. Biogazownia jest inwestycją drogą już na starcie, ale później samoodnawialną i funkcjonującą co najmniej 20-25 lat.
Niestety, w moim ulubionym państwie i przy moim większościowym rządzie są pieniądze na dofinansowanie fotowoltaiki i magazynów energii związanych z fotowoltaiką na poziomie 85%, gdzie 95% takich instalacji to import z Chin.
Na dofinansowanie biogazowni rolniczych, gdzie 97% „wsadu” to polska myśl technologiczna i polskie urządzenia – pieniędzy nie ma. Tego nie mogę zrozumieć, że w budżecie, w KPO mamy 40 mld zł na offshore bałtycki, 64 mld na przebudowę sieci przesyłowych, kolejne miliardy na oddaną być może za 15-20 lat elektrownię jądrową, a na biogazownie rolnicze w programie FEniKS zapisano 376 milionów. To jest chore.
Pozwolę sobie zdiagnozować problemy. Po pierwsze braki mocy przyłączeniowych, co dotyka całego OZE. Po drugie brak zainteresowania energią z biogazowni, skoro rozwijają się fotowoltaika i farmy wiatrowe. I w końcu po trzecie brak konkretnych pieniędzy na wsparcie dla rolników – inwestorów. Jest jeszcze coś?
Kolejny problem – duże przedsiębiorstwa wobec tych rolników. Rok temu pozwoliłem sobie zorganizować w pięciu powiatach spotkanie z rolnikami, na które zaprosiłem producentów, wytwórców małych biogazowni rolniczych, takich właśnie do 0,5 MW i biogazowników, którzy mają biogazownie wielkości 1,5-2 MW. Biogazownicy tym rolnikom tłumaczyli, jakie to korzyści płyną z biogazowni. Aż na koniec dnia jeden z reprezentantów tych dużych instalacji mówi tak: Ale panie pośle, rolnik nie powinien zajmować się produkcją prądu, tylko produkcją mleka i mięsa, a prąd to my zrobimy z tego, co mu zostanie.
Wysłuchałem go i w obecności tych co najmniej 80 rolników mówię: Nie sądziłem, że na koniec dnia, po pięciu dobrych spotkaniach z rolnikami posprzeczamy się o chłopskie g…!
Kongres Biogazu – zarejestruj się!
Co się okazało? Rolnicy mają mu dostarczyć biosubstrat, on go przerobi i potem rolnikom sprzeda nawóz, który z tego biosubstratu wyprodukuje. Zabierze całą marżę z ciepła i z energii, którą wyprodukował dzięki cudzym substratom.
Widzę w różnych ważnych dokumentach i dyskusji, która odbywa się w tym środowisku tendencję, by w przyszłości przymusić rolników do obowiązku utylizacji obornika, gnojówki, gnojowicy i poprzez tzw. ekoschematy dać dopłatę tym, którzy będą korzystali z pofermentu – ok. 200-300 zł do hektara. Powiem szczerze, że takiego poziomu ograbienia gospodarstw się nie spodziewałem. Za trzy lata, gdy wejdzie obowiązek znakowania śladu węglowego na żywności, to gospodarstwa prowadzące hodowlę do stu jednostek dużych zamkną swoją działalność.
Nie będzie ich stać na płacenie za ślad węglowy, za emisję, a jednocześnie ich produkcja na rynku krajowym i europejskim będzie niekonkurencyjna. Okaże się wówczas, że nasze produkty będą miały pasek czerwony za emisyjność 700 g na 1 kWh energii, gdy Francuzi mają 50, a Skandynawowie 15.
A nie wydaje się panu, że polski rolnik nie lubi wydawać pieniędzy, zwłaszcza na przedsięwzięcie, na którym się nie zna? Może lepiej postawić duże instalacje?
Ależ ja rozumiem wielki biznes. Tłumaczono mi, dlaczego powinniśmy stawiać duże biometanownie. I że biometan nie powinien być zużywany do bezpośredniej produkcji energii, tylko stosowany jako bufor, zatłaczany do tawern, tak jak dzisiaj gaz ziemny. Te 3,5 mld m3 biometanu miałoby stabilizować system energetyczny na przestrzeni miesiąca, a nie doby. Rozumiem, że lepiej jest postawić jedną wielką biogazownię o mocy nawet 5 GW, i wtedy takich na całą Polskę wystarczą 4. Jeden kontakt i sprawa załatwiona.
Trzeba jednak zdać sobie sprawę jak rozproszona jest produkcja biosubstratu. Że trzeba będzie go zwieźć do tej instalacji, a to jest opłacalne do 10 km. Że takie gospodarstwa są ulokowane na końcu wsi, dokąd prowadzą drogi dostosowane do 8, nie 40-tonowych pojazdów. W dyskusji z NCBR może argumenty zadziałały.
Kolejna rzecz to doskonałe polskie technologie, których kilka czeka na opatentowanie, m.in. naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Dlatego prosiłem ministrów Waldemara Kosiniak–Kamysza, Czesława Siekierskiego i Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz byśmy stworzyli system dofinansowania.
WSZYSTKO, CO MUSISZ WIEDZIEĆ O BIOGAZIE. SPRAWDŹ!
Nie lobbuję za żadną firmą, nie chodzę, nie szukam żadnych interesów, nie mam, jak wiecie, biogazowni. Ale gwarantuję, że w 3 lata, przy tym potencjale, który mamy, możemy zbudować 10 tysięcy instalacji do 0,5 MW. Czyli tyle samo, ile mają Niemcy. Byłem, pytałem o fundusze w Agencji Rozwoju Przemysłu. Myślałem, że pod któryś fundusz inwestycyjny podepniemy środki z KPO, podepniemy środki z Banku Ochrony Środowiska, z Banku Gospodarstwa Krajowego i że stworzymy dedykowany fundusz dla tego typu inwestycji. Dzisiaj biogazownia rolnicza, taka „pięćsetka” pracująca w systemie szczytowym, spłaca się w sześć lat – jeśli jest finansowana bankowo. Gdyby pojawiła się dotacja 50:50 to może nawet w trzy lata.
Zadeklarowałem, że jestem w stanie objechać wszystkie powiaty i rolników z hodowlami powyżej 50 sztuk dużych. Zaproszę, powiem na czym cały system polega, że robimy i biogazownie, i ciągi ciepłownicze dla lokalnych społeczności. Podobnie jak to jest w Przybrodzie pod Poznaniem.
Jak rozmawiam z gospodarzem, który ma 400 sztuk bydła i mu mówię, że można z biogazowni 0,5 MW mieć powyżej miliona złotych rocznie, to jemu się oczy zapalają. Bo on już widzi te pieniądze i jest w stanie zainwestować.
Ale to wszystko musiałoby być naprawdę bardzo dobrze pospinane, zwłaszcza programy energetyczne. Wracając do pani pytania – może polscy rolnicy są rozpuszczeni przez 20 lat Wspólną Polityką Rolną? Ale z drugiej strony polski rolnik jak wie, że może dostać na coś 50% środków, to drugie 50% z ziemi wykopie.
Jaka jest więc pana wizja ery biogazu w Polsce XXI wieku?
Niestety, nie widzę dobrze tej przyszłości. Jeszcze powalczę do końca roku, a potem nie wiem, co z tym fantem zrobić. Dostrzegam działania sabotujące biogaz w spółkach energetycznych czy paliwowych, ale na moją publiczną prośbę o spotkanie na ten temat do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi. Wszyscy inni na świecie w biogazie widzą biznes i to perspektywiczny, a my sami tego nie dostrzegamy. Dajemy się ograbić dziś z substratów, jutro z biometanu i wysokich lokat na listach producentów żywności. Niech pani napisze, że były minister rolnictwa ostrzega rolników, żeby im nie ukradli ich g…na. Bo na tym g…nie dla biogazowni można zarobić duże pieniądze.
Chcesz wiedzieć więcej? Czytaj Magazyn Biomasa:
Tekst: Beata Klimczak
Zdjęcie: PAP/Rafał Guz