Grudniowe rozporządzenie dotyczące wymagań jakościowych dla pelletu wywołało gorącą dyskusję. Do przepisów, które mają lepiej kontrolować rynek odnieśli m.in. politycy, wróżąc wzrost cen pelletu i utrudnienia dla polskich przedsiębiorców. Sprawdzamy, jak jest naprawdę. 

Reklama

Rozporządzenie w sprawie jakości pelletu i brykietu zyskało ostateczne brzmienie 2 grudnia 2024 r. Jego wejście w życie sporo zmieni dla branży i odbiorców pelletu, i wcale nie oznacza to zmian na gorsze.

Czy kontrola jakości pelletu jest potrzebna?

W Polsce dotąd nie powstały odgórne wymagania jakościowe dla pelletu. Istniejące systemy certyfikacji (jak DINplus czy ENplus) są nieobowiązkowe, każdy producent może, lecz nie musi, ubiegać się o zostanie włączonym do tych systemów. Ministerstwo Klimatu i Środowiska postanowiło zmienić ten stan rzeczy i po raz pierwszy zainicjowało odgórną, rządową kontrolę nad granulatem drzewnym. Przepisy obejmą małe instalacje, o mocy do 1 MW i będą dotyczyć zarówno produktu krajowego, jak i importowanego z zagranicy.

Powstanie rozporządzenia jest podyktowane kilkoma motywacjami. Po pierwsze – tego oczekuje Unia Europejska. Czyste powietrze i efektywność energetyczna to jedne z kamieni milowych koniecznych do zrealizowania, aby otrzymać środki z KPO. Po drugie – ma to chronić konsumentów przed nieuczciwymi praktykami, co podkreślono także w uzasadnieniu projektu. Jakość paliwa spalanego w kotle ma ogromne znaczenie, ponieważ wpływa na żywotność tego urządzenia, a także bezpośrednio przekłada się na kwestie zdrowotne wynikające z poziomu zanieczyszczeń powietrza. Po trzecie – na polskim rynku pojawił się zalew niskiej jakości pelletu, nierzadko sprowadzanego zza wschodniej granicy. Taka ustawa mogłaby ograniczyć ten problem, co przyczyni się także do większej stabilizacji rynku. Czwarty powód to ograniczenie szarej strefy i podniesienie konkurencyjności krajowej gospodarki.

Warto zauważyć, że projekt rozporządzenia był konsultowany z branżą. Co więcej – wszystkie uwagi wniesione do niego przez Polską Radę Pelletu zostały uwzględnione.


Czytaj też: Krosno będzie ogrzewane biomasą i paliwami alternatywnymi


Prawda i półprawda

Pomimo szczytnych intencji stojących za utworzeniem rozporządzenia, wzbudziło ono sporo obaw i kontrowersji. W tym kontekście często odnoszono się do wypowiedzi opublikowanej na X przez Pawła Usiądka, działacza Konfederacji i Ruchu Narodowego.

– Projekt rozporządzenia przewiduje wprowadzenie bardzo wyśrubowanych standardów jakości pelletu, które określają nie tylko dopuszczalną wilgotność czy wartość opałową, ale również średnicę, długość, zawartość azotu, siarki i chloru czy gęstość nasypową. W praktyce oznacza to, że polscy przedsiębiorcy będą musieli dostosować linie produkcyjne do nowych standardów, na co wydać będą musieli wydać olbrzymie pieniądze. O ile w ogóle będzie ich na to stać – napisał w poście działacz Konfederacji i Ruchu Narodowego.

Jego zdaniem pojawia się także ryzyko związane ze zwiększonymi kosztami ogrzewania domów czy utrudnieniami dla funkcjonowania przedsiębiorstw. Broni tej tezy powołując się na opinię ekspertów, jednak nie wskazuje dokładnie czyją.

– Zdaniem ekspertów nowe standardy wpłyną na cenę pelletu, który siłą rzeczy będzie musiał być droższy, aby pokryć dodatkowe procedury i koszty kalibracji urządzeń. Może także dojść do wykluczenia niektórych producentów z branży. Niektórych czasowo (na czas modernizacji), niektórych na stałe – kontynuuje.

Konkluzją całej wypowiedzi jest obawa o utratę konkurencyjności przez polskich producentów na rzecz zagranicznych wytwórców pelletu.

– I tu wchodzą do tematu obce interesy. Największym producentem pelletu w Europie są Niemcy, które produkują każdego roku ponad 3,6 mln ton tego paliwa. To trzykrotnie więcej niż już Polska (dane na 2022 rok). Właściciele pieców na pellet będą więc musieli sięgać po niemiecki produkt – kwituje Usiądek.

Podobne opinie pojawiają się w wielu artykułach. Przede wszystkim mowa jest o potencjalnym wzroście ceny biopaliwa.

Fake news nr 1: Dostępność pelletu zostanie ograniczona

Polska plasuje się w czołówce europejskich producentów pelletu. W 2024 r. miała 5. miejsce pod względem ilości wyprodukowanego granulatu drzewnego, wytwarzając około 0,5 mln t. Warto jednak zauważyć, że takie statystyki – również te na które powołuje się Paweł Usiądek – obejmują wyłącznie pellet certyfikowany. Nie jest więc wiadome, ile biopaliwa drzewnego realnie wytwarza się w poszczególnych krajach.

Ponadto – producent płaci za każdą tonę wytworzonego i opatrzonego certyfikatem pelletu. Z tego powodu wiele polskich firm zaniża swoje wyniki, unikając tym samym dodatkowych opłat. To powszechna praktyka, stosowana nawet przez topowych producentów.

Wobec tego pewnym jest, że ilość produkowanego pelletu znacząco wykracza poza 0,5 mln t. Nie da się jednak określić, ile rzeczywiście wynosi. Według ekspertów rozporządzenie nie spowoduje spadku podaży pelletu.

– Dostępność nie zostanie ograniczona, w Polsce mamy ponad 70 certyfikowanych producentów z certyfikatem DIN+ lub/i EN+ – mówi Szymon Karwowski, dyrektor sprzedaży w Sylva.

Ekspert wskazuje, że ilości nie należy przedkładać ponad jakość. Tak odpowiedział na pytanie o ograniczenia w dostępie do pelletu:

– W mojej ocenie takie pytanie w tym kontekście nie powinno paść. Życie i zdrowie obywateli jest wartością nadrzędną a pellet niespełniający ustalonych – nota bene niewysokich – wymagań jakościowych jest zagrożeniem, które powinno się jak najszybciej usunąć. Dla użytkowników indywidualnych oznacza to wyeliminowanie problemu paliwa z niewiadomych źródeł, często produkowanego z dodatkami chemicznymi. Jest to przestępstwem nie tylko z tego powodu, ale również dlatego że w większości taki pellet jest dystrybuowany w tzw. szarej strefie, czego niestety tym przepisem nie wyeliminujemy – wyjaśnia Karwowski.


Czytaj też: Grill na pellet, który sam dostosowuje temperaturę do dania


Fake news nr 2: Pellet podrożeje

Ceny pelletu mają wpływ na budżet wielu gospodarstw domowych. Nic dziwnego, że jakiekolwiek ingerencje w ten rynek powodują obawy o koszty ogrzewania. Warto jednak zauważyć, że niekiedy to właśnie paniczne zakupy podyktowane szerzeniem informacji o podwyżkach powodują destabilizację rynku i rzeczywisty wzrost cen produktów. Częściowo była to przyczyna sytuacji, która miała miejsce w 2022 r. po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę (pellet kosztował wtedy nawet ponad 3000 zł/t).

– Pojawia się […] ryzyko wzrostu cen, co mogłoby być wywołane nawet nie samym spadkiem dostępności żądanej jakości pelletu na rynku, ale spekulacją, że tego wyselekcjonowanego biopaliwa zabraknie – wskazuje Agnieszka Kędziora-Urbanowicz, wiceprezeska Polskiej Rady Pelletu w artykule „Polska Rada Pelletu: wprowadzenie norm jakości pelletu to dobra zmiana„.

Eksperci przypominają także, że dla użytkowników nowoczesnych kotłów wybór certyfikowanego pelletu jest obligatoryjny. W wielu przypadkach to warunek uzyskania gwarancji na urządzenie.

– W mojej ocenie to rozporządzenie nie wpłynie znacząco na wzrost cen, ponieważ znakomita większość legalnych producentów wytwarza pellet, który spełnia wyższe wymagania niż ustalono. Powinniśmy rozpatrywać koszty pracy i wydajność systemu, a nie cenę paliwa. Jaka korzyść wynika z ceny niższej o 10% skoro musimy dozować 30% więcej pelletu? W wielu przypadkach konsumenci są po prostu oszukiwani przez nieuczciwych producentów i zachęceni niską ceną w ogólnym rozrachunku tracą – objaśnia Szymon Karwowski.

Zresztą nawet dystrybutorzy mówią o tym, że klienci po prostu oczekują dobrej jakości paliwa:

– Te regulacje to zapisanie tego, co wolny rynek już podyktował. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której klient prosi mnie o pellet powodujący spieki i zapychający palnik. Do zakupienia takiego paliwa nikogo nie przekona nawet niższa cena. Każdy użytkownik kotła woli zapłacić trochę więcej i uzyskać lepszą efektywność spalania – powiedział Michał Kryński, właściciel firmy Carbon.

Fake news nr 3: Wymogi rozporządzenia są zbyt wyśrubowane

Eksperci mówią, że jest wręcz przeciwnie. Zapisy rozporządzenia stanowią absolutne minimum dla kotłów domowych. Ponadto z dokumentu wykreślono zapis o standardach w zakresie emisji m.in. metali ciężkich emitowanych podczas spalania.

– Niewprowadzenie norm dla zawartości metali ciężkich jest dla mnie zaskakujące. Stosowane obecnie powszechnie środki ochrony drewna są na bazie soli, metali i takie substancje mogą występować w pellecie, bo w naszej praktyce mieliśmy takie przypadki. To nie jest częste, ale się zdarza. Powstanie rozporządzenia to świetny ruch, bo dotąd nie kontrolowano jakości pelletów czy brykietów, choć takie oceny przeprowadza się dla paliw węglowych. Wszystkie te standardy jakościowe są wyjęte z normy PN-EN ISO 17225-2, jednak z nieznanych przyczyn została ona zastosowana jedynie częściowo. Wymogi z rozporządzenia są od niej mniej restrykcyjne – stwierdza Wojciech Cichy, główny specjalista do spraw chemicznej technologii drewna, Sieć Badawcza Łukasiewicz IDT.

Wymogi dla pelletu obowiązują od wielu lat i są ustandaryzowane w normie PN-EN ISO 17225-2. Obowiązuje ona w całej Europie i stanowi minimum potrzebne do zapewnienia dobrej jakości biopaliwa.

– Stawiane w rozporządzeniu wymagania są wystarczające dla pelletu klasy A2. W mojej ocenie to za mało. Pellet przeznaczony do kotłów klasy 3, 4, 5 lub zgodnych z wymogami eko-projektu, musi spełniać jeszcze bardziej restrykcyjne normy czyli pelletu klasy A1 – ocenia Szymon Karwowski.

Fake news nr 4: Polscy producenci muszą przebudować swoje linie produkcyjne

Polska to kraj o największej liczbie certyfikowanych producentów – ponad 70 podmiotów pozytywnie przeszło audyt uprawniający do oznaczania pelletu symbolem ENplus. Dla porównania – w Niemczech jest ich 50. Mamy więc rekordową liczbę zakładów, które są w stanie spełniać te normy jakościowe. Ponadto – rynek pelletu w Polsce jest stosunkowo młody, co sprawia, że linie technologiczne były budowane niedawno i są nowoczesne.

– Sam proces produkcji nie gwarantuje produkowania wysokiej klasy pelletu, potrzebujemy jeszcze surowca o odpowiedniej jakości. Jeśli ktoś używa trocin niewiadomego pochodzenia i o nieznanym składzie, to naraża życie i zdrowie obywateli. Nie tylko konsumentów, ale również – a może przede wszystkim – ich podtruwanych sąsiadów – wyjaśnia Szymon Karwowski.

W produkcji pelletu to nie linie technologiczne są kluczowe. Dużo większe znaczenie ma surowiec.

– Producenci dobrej jakości pelletu od dawna spełniają parametry wskazane w załączniku do rozporządzenia, więc nie będą musieli dokonywać żadnych zmian czy modernizacji. Mając dobrze przygotowany, niezanieczyszczony  surowiec dodatkowo wydłużają żywotność linii technologicznej jak również części eksploatacyjnych, co pozwala im zaoszczędzić. Obawiać się mogą jedynie Ci wytwórcy, którzy sprzedają pellet gorszej jakości, zawierający dużo zabrudzeń. Oni będą musieli postawić na czysty, droższy w zakupie surowiec lub zainwestować w urządzenia, które pozwolą odseparować piach czy korę – tłumaczy Agnieszka Stempska, dyrektor generalna spółki Cedrus zajmującej się budową linii technologicznych dla fabryk pelletu. – Uważam, że na wprowadzonych przepisach najbardziej skorzystają konsumenci, którzy wydłużą żywotność swoich kotłów, oszczędzą na ilości używanego pelletu ze względu na bardziej efektywne spalanie oraz zmniejszą częstotliwość czyszczenia kotłów. No i co najważniejsze – skorzystamy my wszyscy, wdychający to, co wydobywa się z kominów. Bo dobry pellet to czystsze powietrze – dodaje.


Czytaj też: Zmiany w programie Czyste Powietrze. Trwają konsultacje


Fake news nr 5: Na rozporządzeniu zyskają jedynie niemieccy producenci

– W Polsce jest wystarczająco dużo producentów, którzy wcześniej zaopatrywali rynki Europy zachodniej a obecnie mają wystarczające zdolności do zaopatrzenia Polaków po tym, jak stracili odbiorców na rzecz właśnie nieuregulowanych prawnie dostaw zza wschodniej granicy, również tej objętej sankcjami – mówi Szymon Karwowski.

Od początku agresji Rosji na Ukrainę, pellet w dużych ilościach przybywa do Polski ze Wschodu. Rosyjski granulat drzewny objęto sankcjami, które nałożono także na towar z Białorusi. Tamtejsi producenci znaleźli jednak sposoby na to, by je omijać. Dość szybko nowymi dostawcami pelletu dla Polski stały się Kazachstan i Kirgistan. W rzeczywistości biopaliwo pochodzi z Białorusi oraz Rosji i nigdy nawet nie pojawiło się na terytorium żadnego z azjatyckich dystrybutorów. Ważnym dostawcą dla polskiego rynku pozostaje także Ukraina i to nawet pomimo toczącej się na jej terenie wojny. Te przyjeżdżające ze Wschodu granulaty drzewne w znakomitej większości mają fatalną jakość. Rozporządzenie pomogłoby ukrócić sprzedaż trefnego pelletu.

– Myślę, że wprowadzone rozporządzenie nie wypłynie znacząco na sprzedaż niemieckiego pelletu, ponieważ normy się nie zmieniły, są dalej zgodne z certyfikatem A1. Natomiast może to w jakimś stopniu ograniczyć napływ pelletu z Ukrainy, Rosji i Białorusi, bo znacząca część tych pelletu nie spełnia wymogów. Obawiam się jednak, że egzekwowanie tych norm może nie być skuteczne, ponieważ klienci zachłysnęli się niższą ceną importowanych produktów, przymrużając oko na jakość – ocenił Kazimierz Frischke z firmy Makopellets zajmującej się m.in. produkcją pelletu drzewnego i agro.

Można więc pokusić się o stwierdzenie, że rozporządzenie godzi w interes rosyjski, a nie przyczynia się do wzrostu Niemiec.

Zdjęcie: Archiwum Magazynu Biomasa

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE