Nowelizacja ustawy o OZE to dobry ruch, ale czy nie za późno? Właśnie zakończył się proces konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych projektu nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii, zainicjowany przez Ministerstwo Energii. Tym razem większość fachowców jest zgodna: rządowe propozycje idą we właściwym kierunku.
Pod koniec minionego roku ukazał się raport NIK, który jednoznacznie dał odpowiedź na pytanie, jakie są szanse Polski w osiągnięciu 15 proc. OZE w miksie energetycznym do roku 2020. Na posiedzeniu sejmowej Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa dyrektor Departamentu Gospodarki, Skarbu Państwa i Prywatyzacji Najwyższej Izby Kontroli Sławomir Grzelak jasno zaznaczył, że Polska wymagań może nie spełnić.
Co gorsza, będziemy zmuszeni ratować się zewnętrznym transferem energii, który według różnych źródeł ma kosztować, bagatela, od 8 nawet do 11 mld zł!
Wydaje się, że te wyliczenia i jasne stanowisko NIK podziałały na rząd jak zimny prysznic. Reakcja jest natychmiastowa, ale, co najważniejsze, właściwa.
– Pojawiające się w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej informacje o zmianach legislacyjnych mogą napawać optymizmem. Chciałoby się powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, ale musimy sobie też zdawać sprawę, że straconych trzech lat już nie cofniemy – przyznaje Ryszard Chmielina z Wielkopolskiego Klubu Ekologicznego. – Wiemy już, że istnieją bardzo małe szanse na osiągnięcie pułapu 15 proc. energii z OZE do roku 2020, ale zmiany mogą pozytywnie wpłynąć na bilanse przedsiębiorstw oraz samorządów, dla których korzystna będzie lokalna produkcja tańszego prądu – uzupełnia.
Propozycje zmian mają m.in. doprecyzować przepisy w zakresie instrumentów rynkowych takich jak aukcje, które są przeprowadzane zgodnie z zasadami konkurencji otwartej dla wszystkich producentów wytwarzających energię elektryczną z OZE, konkurujących ze sobą na równych warunkach.
– Ciekawy element nowelizacji to modyfikacja 15-letniego okresu wsparcia. My, jako stowarzyszenie, postulowaliśmy już, aby wprowadzić nieco inne okresy niż na przykład 15 lat dla współspalania. Chcieliśmy stworzyć dzięki temu pole do działania dla małych, lokalnych jednostek ciepłowniczych do 20 MW, które miały się pojawić. Ale nic się w tym zakresie nie działo. Być może wreszcie uda się pozytywne zmiany przeforsować – zaznacza Dariusz Zych ze Stowarzyszenia Producentów Polska Biomasa.
W projekcie nowelizacji ME proponuje także zmianę w systemie zielonych certyfikatów – wsparcia, z którego korzystają instalacje OZE uruchamiane przed wprowadzeniem systemu aukcyjnego i które do niego nie przeszły. To niezwykle ważna kwestia zważywszy na fakt, że przez kilka lat rynkowe notowania zielonych certyfikatów były niskie z powodu ich nadpodaży. To z kolei znacząco osłabiało rentowność niektórych instalacji OZE, co doprowadziło część producentów do konieczności likwidowania „interesu”.
W nowelizacji ustawy o OZE sprzed niespełna 2 lat zrezygnowano ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wiążąc ją z rynkowymi cenami certyfikatów. Efektem był wzrost ich ceny i poprawa rentowności instalacji. Teraz ceny zielonych certyfikatów znowu spadają. Eksperci nie są pewni, czy kolejne zmiany przy systemie wsparcia pójdą w dobrym kierunku.
– Martwi mnie kolejne majstrowanie przy zielonych certyfikatach czy opłatach zastępczych. Te rzeczy są powiązane. Mnóstwo osób straciło zaufanie do systemu wsparcia, do tego, co robi rząd. Dlatego wszystko, co jest sterowane, moim zdaniem niczemu nie służy – twierdzi Dariusz Zych.
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w Magazynie Biomasa. W internecie za darmo!
Tekst: Rafał Wąsowicz