Polska ma problem z brakiem dostępnych mocy w systemie energetycznym. Znalazły się osoby, które mają pomysł, jak na tych trudnościach zarobić. Na rynku OZE pojawiło się nowe zjawisko, czyli flipowanie nieruchomościami przygotowanymi do budowy instalacji.

Reklama

Flipowanie polega na kupowaniu – lub dzierżawie – nieruchomości w celu podniesienia jej wartości i dalszej odsprzedaży z zyskiem. Podniesienie wartości odbywa się np. poprzez uregulowanie statusu prawnego lub, jak w przypadku instalacji OZE, uzyskiwanie atrakcyjnych warunków zabudowy.

Utrudniony rozwój OZE

Wpływ flipowania na budowę kolejnych instalacji jest duży. Przede wszystkim powoduje, że ceny działek rosną w nieadekwatny sposób.


Czytaj też: Jak kształtowały się ceny pelletu przez ostatnie lata? Ile zapłacimy tej jesieni?


– Jeśli chodzi o samą odsprzedaż projektów, które mają warunki przyłączenia, a nie są realizowane, nie widzę w tym nic złego, pod warunkiem że te projekty faktycznie będą dalej prowadzone i w efekcie zasilą moc polskiego systemu elektroenergetycznego – mówi dla Gazety Wyborczej Marta Głód, dyrektorka ds. rozwoju projektów OX2 Polska. – Ale zjawisko blokowania przyłącza, bez planów ukończenia inwestycji, a tylko z myślą o odsprzedaży za zdecydowanie wyższą cenę jest nieetyczne i negatywnie wpływa na opłacalność projektu – dodaje.

Oczywiście nie zawsze takie przetrzymywanie działki z uzyskanymi decyzjami jest przejawem flipowania. Projekty OZE wymagają odpowiedniego przygotowania i inwestor potrzebuje niekiedy długiego czasu, aby rozpocząć budowę.

Zablokowane moce to problem

W 2023 r. URE zaraportowało, że odmowa udzielenia przyłącza dotyczyła 84 GW mocy. Głównie jest to efekt przestarzałego i nieelastycznego systemu elektroenergetycznego w Polsce.

Częściowo jest to także powiązane z blokowaniem mocy przez operatorów sieci. Pozostawiają oni rezerwy, aby w razie budowy dużej jednostki móc rozdysponować na nią odpowiednie przyłącze.

Warto zauważyć, że takie „przetrzymywanie” decyzji przez flipperów to blokada także dla innych podmiotów, które są gotowe bezpośrednio przystąpić od inwestycji. Niejednokrotnie inwestor posiada zabezpieczone grunty i wydane decyzje administracyjne, jednak jest hamowany przez brak pozytywnej odpowiedzi na wniosek o przyłącze.


Czytaj też: Miara efektywności energetycznej źródeł energii


Okazuje się jednak, że z powodu obecnej sytuacji na rynku energii, taki rodzaj obrotu nieruchomościami może nie przynosić oczekiwanych efektów finansowych.

– Dwa, trzy lata temu, przy wysokich cenach energii, wiele z tych projektów miało sens ekonomiczny. Obecnie, w kontekście spadających cen energii, wiele z nich może nie dojść do realizacji, pozostając w fazie przygotowawczej. Biorąc pod uwagę, że warunki przyłączenia są wydawane na dwa lata, wiele projektów kończy się właśnie na tym etapie, co stanowi wyzwanie dla rozwoju rynku OZE – mówi Przemysław Chryc, dyrektor ds. rozwoju biznesu i strategii w ENGIE Zielona Energia.

Już od dłuższego czasu dochodzi do sytuacji, w których operatorzy sieci nie odbierają energii z OZE w okresie szczytowej produkcji. Inwestorzy często mierzą się trudnościami finansowymi w związku z brakiem realnych przychodów z wielkoskalowych instalacji.

Zdjęcie: Freepik

Źródło: Wyborcza

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE