Polska branża pelletu zdaje się działać od kryzysu do kryzysu. Przerwane łańcuchy dostaw wywołane pandemią koronawirusa w 2020-2021 zastąpiły w ostatnich latach rosnące koszty prowadzenia biznesu. Kiedy wydawało się, że producenci odnaleźli się w sytuacji wysokich cen energii i wciąż rosnących transportu, pojawił się nowy problem: większy niż do tej pory napływ surowca ze Wschodu.
Napływ, według wielu uczestników i obserwatorów rynku, niekontrolowany. Przypomnijmy, że w związku z agresją Rosji na Ukrainę w 2022 r., UE wprowadziła sankcje zakazujące importu drewna i jego wyrobów z Białorusi i Rosji, a do wybuchu konfliktu Białoruś była największym dostawcą drewna opałowego i płyt drewnopochodnych do Polski. Uważa się jednak, że surowce drzewne z krajów objętych sankcjami nadal trafiają na polski rynek, często przez kraje bałtyckie lub inną, okrężną drogą.
Statystyki Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) w latach 2022 i 2023 pokazują wyraźny spadek r/r w imporcie drewna w postaci kłód, szczap, gałęzi, wiórów, trocin, drewna odpadowego i ze ścinek, pelletu, brykietu i innej biomasy: z Białorusi (spadek o prawie 100%), Kirgistanu (spadek o 42%), Litwy (spadek o ponad 10%), Łotwy (spadek o blisko 70%) czy Ukrainy (spadek o ok. 12%).
Polska branża pelletu a import ze Wschodu
Spektakularne wzrosty widać jedynie w przypadku Kazachstanu – o ponad 300% dla w/w drewna opałowego, ale też innych rodzajów wyrobów drzewnych. Dane GUS za 2024 r. są jeszcze niedostępne, ale według uczestników rynku, import z kierunków wschodnich przybrał na sile.
Duzi gracze, optymalizując swoje koszty, pomijają sprzedaż hurtową i sprzedają pellet bezpośrednio, także w systemie „pod drzwi”
– Problem napływu pelletu drzewnego i niedrzewnego zza wschodniej granicy do Polski (szacowany na poziomie 20 tys. t/mc), dotyczy całego pasa wschodniej granicy naszego kraju (nie tylko Ukrainy) i stanowi poważne wyzwanie dla krajowych wytwórców pelletu. Importowany pellet, charakteryzujący się niską ceną, znacznie utrudnia producentom uczciwą rywalizację na rynku. Choć nie zawsze, to jednak często pellet z importu jest postrzegany przez konsumentów jako produkt gorszej jakości. Mimo to, jego atrakcyjna cena przyciąga wielu z nich, co dodatkowo komplikuje sytuację rodzimych przedsiębiorców stawiając ich przed wyzwaniem utrzymania się na rynku – komentuje Agnieszka Kędziora-Urbanowicz, wiceprezes zarządu Polskiej Rady Pelletu.
Producenci pelletu potwierdzają, że problem istnieje, i w rozmowach z „Magazynem Biomasa” wskazują na jeszcze inny aspekt tej sprawy: importowany pellet sprzedawany jest poza oficjalnym obiegiem, często bez faktury VAT. Jaka może być skala tych nieprawidłowości? Nie wiemy.
Krajowa Administracja Skarbowa (KAS), kontrolująca obrót towarami z krajami spoza UE informuje, że „w przypadku egzekwowania sankcji związanych z wojną w Ukrainie, nałożonych na Federację Rosyjską oraz Republikę Białoruską (…) wykorzystuje wszelkie dostępne instrumenty prawne, w celu właściwego skontrolowania przesyłek, co do których istnieje ryzyko związane z obchodzeniem sankcji”. Odnośnie szarej strefy KAS informuje, że „podejmuje działania”, m.in. kontrole w wielu obszarach, jednak „informacje o tym chronione są tajemnicą skarbową”.
Rynek nasycony? Ale jakim pelletem?
Czy rzeczywiście jest tak źle? Przywykliśmy do tego, że branża pelletowa od lat mówi o funkcjonowaniu w permanentnym kryzysie, a przecież co roku produkcję granulatu podejmuje przynajmniej kilkanaście nowych firm. Duża część z nich decyduje się na certyfikację swojego produktu – według danych European Pellet Council (EPC) jesteśmy liderem wśród krajów UE w zakresie certyfikacji wg schematu ENplus, wyprzedzając takiego pelletowego giganta jak Niemcy.
To, że krajowy rynek ma się więcej niż nieźle widać także po statystykach programu „Czyste Powietrze”, który pokazuje skokowy wręcz wzrost w segmencie kotłów na biomasę. Skoro odbiorców pelletu jest i będzie coraz więcej, nastroje powinny być dobre. Dlaczego więc nie są?
– Popyt na kotły rzeczywiście się zwiększa, ale mamy napływ pelletu z krajów bałtyckich i Ukrainy oraz znaczny spadek eksportu na rynki zachodnie – mówi Adam Łada z firmy Bio-Technik. – Proszę zobaczyć oferty na portalu OLX: są ich tam setki, a ceny o 150-200 zł niższe na tonie niż u polskich producentów. Bywa, że taki produkt ma podrobiony certyfikat i często oznaczoną na worku wyższą kaloryczność niż pellet z Polski. Część stałych klientów wraca do sprawdzonego granulatu, ale dużą część skusi atrakcyjna cena. To sprawia, że prognozuję ograniczenie produkcji o 25% w stosunku do poprzednich lat – dodaje Adam Łada.
Nie jest to odosobniony głos. W podobnym tonie wypowiada się większość polskich producentów i dystrybutorów.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Biomasa. Czytaj za darmo:
Tekst: Jolanta Kamińska
Zdjęcie: Shutterstock