Biegun Północny i Południowy uważano za najbardziej nieskażone przez człowieka miejsce na planecie. Uważano, bo odkrycie polskich naukowców rzuca nowe światło na tę kwestię. Okazuje się, że topniejące lodowce wprowadzają do oceanu metale ciężkie. Te zanieczyszczenia nie stanowią naturalnego elementu ekosystemu, są pochodzenia antropogenicznego.
Polscy badacze w Arktyce
Polska Stacja Polarna jest zlokalizowana na fiordzie Hornsund. Znajduje się on w południowo-zachodniej części wyspy Spitsbergen w Arktyce. Prowadzono tam badania w ramach projektu „Oszacowanie dostawy metali ciężkich ze spływem słodkiej wody do ekosystemu fiordu arktycznego (Hornsund, Spitsbergen) – RELOAD”. Zaangażowali się w nie naukowcy z Instytutów Polskiej Akademii Nauk: Oceanologii i Geofizyki oraz z Uniwersytetu Śląskiego.
Czytaj też: Komu opłaca się carbon capture?
Celem projektu było oszacowanie zawartości metali ciężkich w lodowcu znajdującym się na fiordzie Hornsund. W efekcie badań wykazano, że przy czole lodowca ich stężenie jest kilkukrotnie wyższe niż w głębszych częściach fiordu.
– Przy samym lodowcu te wartości wynoszą 2-3-krotność naturalnego stężenia i są kilkukrotnie większe niż w dalszej części fiordu. To mniej więcej taki sam poziom jak w otwartych wodach Bałtyku. Nie jest to drastyczna wartość, ale jednak czystość arktycznych wód jest naruszona, a proces może postępować – podkreśliła w rozmowie z Nauką w Polsce kierowniczka badań dr hab. Agata Zaborska, prof. Instytutu Oceanologii PAN.
Topniejące lodowce odkrywają prawdę o działalności człowieka
Okazuje się, że zanieczyszczenia metalami ciężkimi arktycznej pokrywy lodowej pochodzą ze zurbanizowanych terenów. Do Arktyki docierają one transportowane atmosferycznie, a następnie opadają wraz ze śniegiem i zamarzają, stając się częścią lodowca. Naukowcy porównali ze sobą stosunki izotopów ołowiu i dowiedli, że 75-80% tego pierwiastka pochodzi z Azji i Europy. To właśnie te zanieczyszczenia, stanowiące wierzchnią warstwę pokrywy lodowej, uwalniają się do oceny podczas topnienia lodowców.
– Oczywiście większość z tych zanieczyszczeń się rozcieńcza w wodzie morskiej, ale mimo to pewna część jest transportowana w różne rejony fiordu, a następnie może trafić do Morza Grenlandzkiego. Dzisiaj stężenia metali ciężkich nie są jeszcze wysokie, ale musimy je badać, by monitorować stan środowiska w Arktyce i móc przewidzieć możliwe konsekwencje – podkreśliła Zaborska.
Czytaj też: Nie tylko Europa dostrzega potencjał biometanu
Obecność metali ciężkich w ekosystemie nie pozostaje jednak bez znaczenia. Rtęć, kadm czy ołów to zagrożenie dla wszystkich organizmów, które są narażone na zetknięcie z nimi. Są kancerogenne oraz mają negatywny wpływ na układ odpornościowy i różne narządy wewnętrzne. Te pierwiastki kumulują się w organizmach, co powoduje nie tylko jednostkowe narażenie osobnika, ale też stwarza ryzyko na każdym poziomie łańcucha pokarmowego. Najbardziej narażone są zwierzęta szczytowe, jak niedźwiedzie polarne, foki czy ludzie.
Właśnie dlatego tak krytyczną rolę odgrywają odnawialne źródła energii, które obniżają ilość gazów cieplarnianych i pośrednio spowalniają procesy związane ze zmianami klimatu, jak choćby właśnie topnienie lodowców.
Zdjęcie: Freepik/DejVu Designs
Źródło: Nauka w Polsce