W  ocenie mojej i  członków Polskiego Towarzystwa Rolniczego pracownicy KOWR (Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa) są naciskani przez różnych „krzykaczy”, by gospodarstwom, które mają 300-500 ha nie przedłużać umów dzierżawy, a jak najszybciej je zakończyć.

Reklama

Franciszek Nowak, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Rolniczego

Dziwi mnie to, że tak łatwo w swojej argumentacji zapominają o historycznych uwarunkowaniach, w jakich podpisywano umowy dzierżawy nie gołej ziemi, lecz przedsiębiorstw, jakimi były PGR-y, oraz jak potem wyglądały nasze starania, by z tych gospodarstw uczynić dobrze funkcjonujące firmy. Dla przypomnienia – w latach 90. rolnik brał w dzierżawę nie tylko ziemię, ale też maszyny, budynki, a także, co najważniejsze, pracowników likwidowanych PGR-ów, którzy w większości do dziś z nami pracują.

Podpisując taką umowę dzierżawy ze Skarbem Państwa, jednocześnie brał na siebie wiele innych obciążeń, m.in. wykupienie majątku. Wart podkreślenia jest także fakt, że do 2004 roku nie było mowy o żadnych dotacjach. Ci słabsi, mniej przedsiębiorczy, przegrali walkę o byt, na rynku zostali tylko najbardziej zdeterminowani.

Są to albo rolnicy indywidualni, albo spółki z o.o., w których udziałowcami często są mąż, żona i dzieci. To polskie, w większości rodzinne przedsiębiorstwa, które nadal dają zatrudnienie ok. 45 tys. pracowników rolnych, produkujące żywność dla całego społeczeństwa – w niełatwych przecież warunkach. Dzierżawy z lat 90., czyli zorganizowane przedsiębiorstwa rolne, należy inaczej traktować niż obecne dzierżawy tylko ziemi rolnej. Czasem jeden dzień, jeden huragan czy jedna ulewa mogą zniszczyć uprawę niezbędną do funkcjonowania całego gospodarstwa. Wie o tym wielu moich kolegów, z  którymi udało się nam przetrwać różne wichury – także te polityczne.

Tworzyliśmy nasze przedsiębiorstwa, stawiając czasem na szali dobytek całej rodziny, własne zdrowie, a  nawet życie. Kreśliliśmy długofalowe plany, biorąc pod uwagę przyszłość także naszych pracowników i ich rodzin. Dziś chce się nam zabrać ziemie, które są  podstawą funkcjonowania zorganizowanych gospodarstw towarowych, najczęściej utrzymujących hodowlę bydła mlecznego lub trzody chlewnej.

Jedną decyzją chce się zniszczyć to, co udało się nam zbudować przez 30 minionych lat. Trudno pojąć zasady tej logiki, tym bardziej że ziemi w kraju nie brakuje, zwłaszcza tej nieuprawianej od lat…

Dlatego pozwalam sobie skierować do parlamentarzystów pytanie, czy na pewno są przekonani, by jedną decyzją przekreślić  funkcjonowanie naszych gospodarstw i wziąć na siebie odpowiedzialność za byt kilkudziesięciu tysięcy ludzi?

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE