Zastanawiam się, jak w kilku zdaniach podsumować konferencję „Biogazownie – sposób na energetykę rozproszoną”, która odbyła się pod koniec lutego w Warszawie. Tuż po zakończeniu wspomnianego wydarzenia miałem dość mieszane odczucia, zresztą, zabierając głos w panelu dyskusyjnym, wyraziłem swoje zdanie, mówiąc o „opadających rękach”.
Myślę, że nie tylko ja, ale większość przedstawicieli branży biogazowej pojawiło się w Ministerstwie Rozwoju w Sali „Pod Kopułą”, aby posłuchać nie tylko o perspektywach i szansach rozwoju biogazowni, ale aby wreszcie usłyszeć, iż te, już wielokrotnie zidentyfikowane, udowodnione i omówione perspektywy, szanse i dobrodziejstwa biogazowni zostaną wdrożone w najbliższym okresie.Z wielką nadzieją oczekiwaliśmy powiązania Planu Zrównoważonego Rozwoju wicepremiera Morawieckiego, z rozwojem rynku biogazowni. Z tego co wiem, niektórzy z nas spodziewali się przedstawienia programu pomocy dla istniejących biogazowni, które borykają się z dość dużymi problemami finansowymi, inni z nas liczyli na zapowiedź, co dalej z „zawieszonym” działem 4 ustawy o odnawialnych źródłach energii. Tylko że konkretów, przynajmniej na konferencji, zabrakło. Oczywiście przedstawiciele poszczególnych ministerstw potwierdzali, iż nie zapominają o biogazowniach i że w miksie energetycznym energia oparta na fermentacji metanowej będzie miała swój udział. Każdy z przedstawicieli administracji rządowej poprosił również o przesłanie pisemnych wniosków i postulatów z konferencji. I dobrze. Szkoda tylko, że obowiązki nie pozwoliły przedstawicielom na pozostanie do końca spotkania, a przede wszystkim do uczestnictwa w panelu dyskusyjnym. Nie umniejszam roli doskonale przez wszystkich prelegentów przygotowanych referatów, ale fakt, iż na sali w momencie dyskusji zabrakło strony ministerialnej uniemożliwił przedstawienie naszego niepokoju i oczekiwania dobrej zmiany. Nie udało się bezpośrednio przekazać, iż problemem branży biogazu jest nie tylko nadpodaż zielonych certyfikatów, ale również brak wielu zmian przepisów prawa – i tych wskazywanych już w „Kierunkach rozwoju biogazowni rolniczych” – dokumencie z 2010 r., i tych które identyfikujemy podczas inwestycji i działania naszych instalacji. Nie było możliwości, aby polemizować z jednym z wiceministrów, który stwierdził, iż biogazownie rolniczą należy traktować jako czyste „przedsiębiorstwo energetyczne”, a nie jako instalacje zbliżone do żywego organizmu (instalacja rolnicza), które oprócz produkcji energii, wymagają „pańskiego oka co tuczy”. Ale kończąc, muszę zauważyć pozytyw konferencji. Bardzo cieszy tak podkreślane przez organizatorów wspólne działanie – to prawda, że mówienie jednym głosem wzmacnia przekaz oczekiwań i problemów branży, a przede wszystkim daje jej prawdziwy obraz. Trzymam kciuki i mocno kibicuję wspólnej pracy, oczywiście również się do niej włączam. Pozytywne było także przedstawianie wielu różnych pomysłów uzdrowienia sytuacji finansowej i organizacyjnej instalacji, wykorzystywania substratów II generacji, w tym obróbka słomy, oczyszczania biogazu do jakości gazu systemowego, możliwość szczytowej pracy bioelektrowni. Bardzo liczę na to, iż przedstawione problemy, pomysły i podsumowania zostaną przez rządzących wnikliwie przeanalizowane i względnie szybko uwzględnione w przepisach prawa.
Newsletter
Bądź na bieżąco z branżą OZE