Wydaje się, że nieco prowokacyjnie i przewrotnie brzmi tytuł niniejszego artykułu z perspektywy tego, co nas czeka w najbliższym czasie. Ale w tej branży dla kogoś, kto ją bacznie obserwuje, taki permanentny niemal stan napięcia wynikający z kolejnych wciąż korekt legislacyjnych zaczął być po prostu normą.
Rok 2019 będzie jednak pod tym względem wyjątkowy, a to ze względu na ciężar gatunkowy zmian, jakie przygotowało Ministerstwo Energii. Zapowiadana bowiem już od dłuższego czasu nowelizacja ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych najprawdopodobniej w momencie publikacji tego tekstu jest już przedmiotem oficjalnej komunikacji międzyresortowej oraz z zainteresowanymi partnerami społecznymi w ramach procesu konsultacyjnego.
Dyrektywy UE i cel OZE
W założeniu jej celem jest ostateczna, pełna transpozycja do prawodawstwa krajowego przepisów dyrektywy 2015/1513 WE zmieniającej dyrektywę 98/70/WE odnoszącą się do jakości benzyny i olejów napędowych oraz zmieniającej dyrektywę 2009/28/WE w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych (RED). Co znamienne właśnie, to fakt, że przedmiotowy akt prawny potocznie zwany „dyrektywą ILUC” (od anglojęzycznego skrótu Indirect Land Use Change, tj. pośredniej zmiany użytkowania gruntów) jest również jedynie, acz niezwykle istotną, korektą dyrektyw z 2009 roku wpływającą na ścieżkę realizacji przez kraje członkowskie UE celu w postaci 10 proc. OZE w transporcie. Ten przynajmniej nie został zrewidowany, ale jego praktyczne możliwości już tak, głównie za sprawą ustanowienia limitu w wysokości 7 proc. na tzw. biopaliwa konwencjonalne.
W przypadku państw, które zakładały realizację powyższego celu głównie w oparciu o ten rodzaj biopaliw, to wręcz kluczowa zmiana. Polska niechybnie zalicza się do tej grupy i to dzięki m.in. naszej determinacji w ogóle limit ten udało się obronić na poziomie 7 proc., a nie 5 proc. tak jak pierwotnie zakładała w swoim projekcie Komisja Europejska. To również dzięki Polsce analogiczne rozwiązanie zostało przyjęte w nowej dyrektywie REDII, która przewiduje już 14 proc. cel OZE w transporcie w 2030 roku.
W tym przypadku pojawia się jednak istotny niuans wskazujący, że owe 7 proc. to maksimum, ale wiążącą wartością referencyjną wolumenu biopaliw konwencjonalnych, jaki może pozostać częścią krajowego miksu energetycznego, będzie ich faktyczny poziom zużycia w 2020 roku z opcją zwiększenia o 1 pp. Innymi słowy, jeśli dany kraj UE zrealizuje (bądź nie) swoje cele, wykorzystując w przyszłym roku mniej niż 6 proc. energetycznie biopaliw z surowców rolnych, wówczas nie będzie władny do skorzystania z dyrektywowego maksimum wynoszącego te magiczne 7 proc.
Co jest beneficjentem rynkowym?
Praktyczne rozwiązania na kolejne kilkanaście miesięcy odcisną swoje piętno zatem nie tylko na realizacji celów obecnej dyrektywy RED, ale wyznaczą przestrzeń do dalszej egzystencji branży w całej kolejnej dekadzie. Mitygacji udziału biopaliw konwencjonalnych dodatkowo sprzyja w przypadku krajów niechętnych OZE opcja proporcjonalnego obniżenia celu dla odnawialnej energii w transporcie poniżej wartości 14 proc. W imię zatem chęci wspierania innych form alternatywnych źródeł energii promowane są de facto paliwa kopalne, ponieważ to one staną się wówczas faktycznym beneficjentem rynkowym.
Co równie istotne, takie działanie nie ograniczy w żaden sposób naszych zobowiązań względem udziału tzw. biopaliw zaawansowanych, których póki co trudno wciąż szukać na rynku, i to nie tylko krajowym, ponieważ w tym zakresie obowiązują niejako odrębne podcele obligatoryjne (z wartością 3,5 proc. w roku 2030). Ergo, łatwo możemy niestety wytracić dotychczasowe dokonania na tym polu, a tych wbrew pozorom tak na niwie surowcowej, jak i technologicznej, mamy całkiem sporo. Bilans w takim układzie musi zamknąć się stratą.
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w Magazynie Biomasa. W internecie za darmo!
Tekst: Adam Stępień
Zdjęcie: Shutterstock