Z Arturem Zawiszą, nowo wybranym prezesem zarządu Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Biogazowego (UPEBI), rozmawia Beata Klimczak.
Co było przyczyną zmian w zarządzie UPEBI, stowarzyszeniu, które funkcjonuje od 2012 roku?
Artur Zawisza: Wybór nowego zarządu UPEBI podczas sprawozdawczo-wyborczego Walnego Zgromadzenia Członków wynikał z faktu, iż upłynęła jego aż 5-letnia kadencja (2016-21). Walne Zgromadzenie Członków poszerzyło skład zarządu z trzech do pięciu osób, jak i wybrało zarząd na nową kadencję.
W związku z tym, iż dotychczasowa prezes Sylwia Koch-Kopyszko podjęła nowe wyzwania biznesowe i obowiązki zawodowe, to tym razem do zarządu nie pretendowała, choć nadal reprezentuje UPEBI we władzach European Biogas Association. Stąd w ramach kontynuacji dotychczasowej misji prezesem został dotychczasowy wiceprezes w mojej osobie, zaś nowymi wiceprezesami: Beata Matecka (Geon/Green Energy) i Tomasz Nowakowski (Orlen Południe), a członkami zarządu Hanna Grochowiecka (Biogazownia Rypin) i Dariusz Bojsza (Neo Bio Energy).
Oto mapa biogazowni rolniczych w Polsce!
Poszerzony zarząd reprezentuje zarówno różne typy biogazowni (w szczególności rolnicze i składowiskowe), jak i podmioty prywatne i publiczne (tu przykładem szczególnym jest nasz nowy członek, tj. Orlen Południe) oraz energetykę rozproszoną i bardziej skoncentrowaną.
W ciągu niemal dziesięciu lat działalności UPEBI dokonało się wiele zmian w branży biogazu. Które z nich uważa pan za najważniejsze?
Artur Zawisza: Biogaz zadomowił się zarówno w ramach szerokiej palety odnawialnych źródeł energii, jak i stał się bardziej rozpoznawalny wśród opinii publicznej. To jednak nie przełożyło się na wystarczająco dynamiczny rozwój branży, która nadal ma bardziej pionierski niż powszechny charakter. Niespełna trzysta megawatów biogazu w skali kraju to poniżej możliwości i aspiracji środkowoeuropejskiego lidera, którym jednak w dziedzinie biogazu nie jesteśmy, co obrazują dane statystyczne o 8 biogazowniach na milion mieszkańców w Polsce i 54 biogazowniach na milion mieszkańców w sąsiednich Czechach.
W ciągu ostatnich kilku lat wysiłek regulacyjny szedł w kierunku ratowania istniejących biogazowni (np. błękitne certyfikaty, a potem systemy FiT i FiP), ale nie w kierunku mocnego koła zamachowego pobudzającego proces inwestycyjny. Dość powiedzieć, że dopiero w 2020 roku ceny referencyjne ogłaszane przez ministra właściwego do spraw energii zbliżyły się do LCOE (uśrednionego kosztu wytwarzania energii elektrycznej), a wcześniej były sztucznie zaniżane na poziomie ministerialnym.
Dopiero teraz instytucje publiczne zaczynają dostrzegać, że oprócz produkcji energii elektrycznej i cieplnej biogazownie są pochłaniaczem szkodliwych gazów do atmosfery (co winno podlegać certyfikacji i możliwości obrotu certyfikatami, jak postuluje pracująca nad tą tematyką grupa ekspercka działająca pod auspicjami Dariusza Bojszy) i ważnym czynnikiem na rynku bioodpadów. Teraz pozostaje wyciągnąć wnioski legislacyjne z tego stanu świadomości, czego branża nieustannie domaga się zamiast poklepywania po plecach i ciepłych słówek.
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w Magazynie Biomasa. Sprawdź poniżej:
Inne wydania Magazynu Biomasa znajdziesz tutaj. Dlatego kliknij i czytaj!