W lutym 2024 r. ceny uprawnień do emisji CO2 uplasowały się na najniższym poziomie od czasów pandemii. W ciągu jednego tylko roku spadły o 40%. Czy zwiększony udział OZE w polskim miksie energetycznym może mieć coś wspólnego z tymi nagłymi zmianami?

Reklama

Jak to jest?

W lutym Polska wyprodukowała 4,2 TWh energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych, co stanowi 30,2% ogólnej ilości wytworzonej w tym okresie energii elektrycznej. W całej Unii Europejskiej OZE wygenerowały 40% zapotrzebowania energetycznego. Zdaniem ekspertów, jest to jeden z czynników, które przyczyniły się do tego, że cena uprawnień do emisji CO2 osiągnęła rekordowo niski poziom, ostatnio odnotowywany w połowie 2021 r. A spadek jest naprawdę dynamiczny, bo w ciągu zaledwie jednego roku osiągnęły one cenę około 55 euro/t, podczas gdy w analogicznym okresie ubiegłego roku było to 90 euro/t.

Większa ilość energii z OZE powoduje, że na rynku znajduje się więcej niezagospodarowanych uprawnień, na które nie ma popytu. Ponadto cała Europa obecnie mierzy się z kryzysem ekonomicznym, co nie pozostaje bez znaczenia dla sektora energetyki i przemysłu. Wraz ze spadkiem produkcji i wytwarzania, spada również zapotrzebowanie na surowce energetyczne niezbędne do wykorzystania w branżach, w konsekwencji emisje maleją i powstaje nadpodaż w ilości certyfikatów.


Czytaj też: Pierwsza koncesja URE dla hybrydowej instalacji OZE przyznana


Czy są jeszcze jakieś przyczyny?

Komisja Europejska przedstawiła dane świadczące o tym, że liczba uprawnień do emisji będzie rosnąć. Na przestrzeni lat 2023-2026 może zostać wyemitowane nawet o 270 mln uprawnień więcej, co jest efektem wdrażania REPowerUE. Do takiego stanu rzeczy nie można się jednak przyzwyczajać, bo ten mechanizm jest przewidziany przede wszystkim jako blokada dla destabilizacji systemu energetycznego wywołanego rosyjską agresją. Ten cel ma być osiągnięty poprzez przyspieszenie transformacji energetycznej i zakłada usprawnienie wielu aspektów funkcjonowania energetyki. Pieniądze z uprawnień za emisje CO2 mają być ukierunkowane na zwiększenie efektywności energetycznej, uniezależnienie i dywersyfikację źródeł energii czy przyspieszenie działań dążących do ograniczenia emisyjności.

Nie ulega wątpliwości także fakt, że rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla jest podatny na spekulacje. W ostatnim czasie doszło do rekordowych wzrostów w tzw. grze na spadki. Fundusze hedgingowe kupują pozycje krótkie, szukając sposobu na manipulowanie rynkowymi cenami.


Czytaj dalej: W KPEiK zapomniano o biometanie, choć członkowie POB są gotowi zainwestować w niego 17,5 mld zł


Co to oznacza?

Niskie ceny uprawnień dla Polski mają po części pozytywny wydźwięk, bo oznaczają, że obecny miks energetyczny, w którym przeważa węgiel, nie będzie aż tak bardzo obciążony kosztami wynikającymi z wydatków na ETS. To dobra wiadomość w kontekście obecnego zamrożenia cen. Z drugiej strony niższe ceny uprawnień to także mniejsze wpływy do rządu, a przecież to właśnie z tego źródła Polska ma finansować swoją transformację energetyczną.

13 marca na Europejskiej Giełdzie Energii miała miejsce aukcja uprawnień do emisji CO2. Dla Polski zakończyła się się ona zakupem 2 310 000 uprawnień ze zgłaszanego zapotrzebowania na 4 569 500. Ostateczna cena uplasowała się na poziomie 54,92 euro. To z kolei spowoduje, że do budżetu wpłynie 128 865 200 euro, czyli blisko pół miliarda złotych.

Biomasa i paliwa alternatywne. Czytaj w internecie

Zdjęcie: Freepik

Źródło: Forum Energii, CIRE, Strefa Inwestorów

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE