Biogazownia w Boleszynie, a właściwie całe przedsiębiorstwo Biogal, którego prezesem zarządu jest Andrzej Galiński, to obecnie jedno z najlepiej funkcjonujących w kraju przedsięwzięć branży OZE. Składa się z biogazowni rolniczej, farmy fotowoltaicznej, a w planach są także wiatraki. Dziś firma zaopatruje w ciepło dwie wsie i budynki użyteczności publicznej, jednak jak każda inwestycja tego typu „rodziła się w bólach”.

Biogazownia w Boleszynie. Biogal  to jedno z trzech największych przedsiębiorstw w gminie Grodziczno. Budynki biogazowni, nieco oddalone od wsi, widać z daleka. Kilka lat temu, gdy Andrzej Galiński, właściciel fermy trzody chlewnej, zdecydował się zainwestować w instalację biogazową, spotkał się ze społecznym protestem.

Reklama

Ale był na to przygotowany. Dysponował opiniami dr. inż. Marcina Dębskiego z katedry Inżynierii Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zaufał mu ówczesny wójt oraz rada gminy, a z czasem także mieszkańcy.

Dzisiaj ciepło z biogazowni dociera do ok. 250 gospodarstw domowych i budynków użyteczności publicznej. Instalacja produkuje także nawóz organiczny, a do gminnej kasy trafiają pieniądze z podatków. Jednak problemy nie omijają firmy, która zdaje się w niektórych przypadkach torować drogę kolejnym inwestorom. Jak udaje się wytrwać w czasach mało przyjaznych biogazowniom opowiada właściciel firmy Andrzej Galiński.

Biogazownia w Boleszynie to obecnie jedno z najlepiej funkcjonujących w kraju przedsięwzięć branży OZE. Z jakim problemem teraz się pan mierzy?

Andrzej Galiński: Jesteśmy w takim momencie, że brakuje energii odnawialnej, a my mamy instalację, której nie możemy uruchomić. To jest nasz problem na dziś. Z perspektywy tych kilku lat funkcjonowania firmy uważam, że kierunek, którym poszliśmy, jest najbardziej właściwy. Fakt, że nie jest łatwo. Przykład? Przystępuję do aukcji, na którą państwo przeznacza miliardy złotych, a ktoś wstawia do niej bzdurny zapis o odrzuceniu 20 procent złożonych ofert. W moim koszyku są cztery oferty, a mogłoby być dwadzieścia!


Wszystko, co musisz wiedzieć o biogazie. Kliknij i sprawdź!


Na tyle było zakontraktowanej mocy. To niepoważne. Niestety, ten zapis pozostał. W mojej ocenie łatwiej jest tym, którzy składając ofertę, nie mają jeszcze instalacji. A ja już ją mam. Podjąłem takie ryzyko, uwierzyłem w zapewnienia, że biogaz to właściwy kierunek rozwoju OZE. Muszę przyznać, że to dzięki obecnie rządzącym biogazownie mają rację bytu, bo gdyby nie wprowadzenie błękitnych certyfikatów, to nasze instalacje by poległy.

Tak naprawdę wszystkie biogazownie stały na skraju bankructwa. Ktoś, kto nie miał własnego zaplecza substratów, działał na powierzonych albo pozyskiwał je z rynku, nie miał szans na funkcjonowanie. My mamy własne gospodarstwo, własną ziemię, w związku z tym jest nam łatwiej.

Skąd pomysł na biogazownię?

Andrzej Galiński: Biogal jest konsekwencją naszej wcześniejszej produkcji trzody chlewnej. Fermowa, przemysłowa produkcja trzody wymusza na właścicielach działania proekologiczne. Biogazownia jest rozwiązaniem dla szeregu problemów dużych ferm, czy to będzie ferma trzody, czy ferma bydła, czy jeszcze inna – każda powinna mieć biogazownię.

Ale lokalne społeczności ich nie chcą…

Andrzej Galiński: Społeczeństwo staje się coraz bardziej roszczeniowe. Wieś staje się zapleczem dla mieszkańców miasta, a ci uważają, że to oni powinni dyktować warunki, a nie rodzimi mieszkańcy, którzy mieszkają na wsi z dziada pradziada i są związani z produkcją rolniczą. Ogranicza się im pole działania, wydziera kolejne tereny pod zabudowę. Nowi mieszkańcy zaczynają ograniczać możliwości rozwoju rolników. Niemal codziennie słyszymy o różnego rodzaju protestach i zakazach budowy.

Myśmy też musieli przetrwać kryzysy. Hodujemy 600 sztuk loch w cyklu zamkniętym. Produkujemy kilkanaście tysięcy tuczników rocznie. Przez lata skupowaliśmy grunty. Ziemie są rozdrobnione. Wylewanie gnojowicy na różnie położone kawałki ziemi rodziło wiele uciążliwych sytuacji. Mieszkańcy się nie skarżyli, ale my sami czuliśmy się z tym źle i szukaliśmy rozwiązania.

A było nim postawienie biogazowni. Zresztą roztaczano przed nami świetlaną przyszłość. Wierzyłem wtedy m.in. w program „Biogazownia w każdej gminie”, który zakładał budowę 2 tys. instalacji w Polsce. A potem przyszedł nowy minister gospodarki i zdewaluował ten program.

Pan także pozyskuje wsad z innych źródeł niż własne gospodarstwo.

Andrzej Galiński: Biogazownia na odpadach czy gnojowicy się nie utrzyma, musi być też inny wsad. My mamy alternatywę w postaci przeterminowanej żywności. Rocznie rozpakowujemy kilkanaście tysięcy ton jedzenia, które powinno zaopatrywać Banki Żywności, a trafia do nas. Do tego kilkanaście tysięcy ton osadów. Dlatego też pojawia się ten przykry zapach, zwłaszcza w takich temperaturach, jakie mieliśmy tego lata. To jedyny moment, w którym czuć go na terenie naszej instalacji. Do gamy substratów dochodzi jeszcze kiszonka, która jest buforem – neutralizuje zapachy, a dodatkowo równoważy proces technologiczny.

To tylko fragment rozmowy. Całą przeczytasz w Magazynie Biomasa (str. 26-30)Sprawdź!

Tekst i zdjęcia: Beata Klimczak
Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE