Można już rozliczać energię elektryczną na nowy zasadach. Taryfy dynamiczne to propozycja dla tych, którzy rozumieją mechanizmy rządzące rynkiem energetyki i są elementem tego systemu. Szczególnie w dobie licznych dopłat dla prosumentów, warto wziąć pod lupę alternatywny sposób rozliczania.
Od sierpnia br. klienci dużych sprzedawców energii elektrycznych mogą już przejść na taryfy dynamiczne, w których rozliczenia za zużytą energię odbywają się według bieżących cen z Towarowej Giełdy Energii.
Dla kogo?
– To jest bardzo atrakcyjne rozwiązanie, jeśli mamy sterowalne systemy energetyczne, czyli np. magazyn energii, magazyn ciepła, sterowalne klimatyzatory, pompę ciepła, samochód elektryczny albo wszystko to naraz – mówi Dawid Zieliński, prezes zarządu Columbus Energy.
Jak wskazuje, to może zwiększyć zainteresowanie dotacjami z rządowych programów Czyste Powietrze i Mój Prąd, które ponownie oferują dofinansowania dla osób fizycznych.
Czytaj też: Nowe zjawisko na rynku nieruchomości. Flipowanie działkami pod OZE
– Czyste Powietrze to program, który przez lata działał dość słabo, natomiast od momentu, kiedy do Polski trafiły pieniądze z KPO i Czyste Powietrze, a nowy zarząd NFOŚiGW zaczął traktować ten program na serio i zasilono go miliardami złotych (cała pula to aż 103 mld zł), to program nabrał wiatru w żagle. To jest najważniejszy projekt w polskiej transformacji energetycznej, bo ci, których najbardziej na nią nie stać, mogą w nim otrzymać nawet 100 proc. dofinansowania. Oprócz tego dostaliśmy kolejną impulsową edycję programu Mój Prąd, w którym do nowych właścicieli instalacji fotowoltaicznych wraz z magazynami energii trafi 400 mln zł (chociaż mamy nadzieję, że znajdą się pieniądze na zwiększenie tego budżetu). Zainteresowanie obydwoma tymi programami jest naprawdę duże – mówi agencji Newseria Biznes Dawid Zieliński.
Taryfy dynamiczne i dotacje wzajemnie się uzupełniają
Prezes Columbus Energy wskazuje, że zainteresowanie dotacjami z rządowych programów mogą zwiększyć zainteresowanie taryfami dynamicznymi, które funkcjonują na rynku od 24 sierpnia br. Oznacza to, że klienci dużych sprzedawców energii elektrycznych, mających co najmniej 200 tys. odbiorców (PGE, Tauron, Enea, Energa i EON), mogą już przejść na taryfy dynamiczne, w których rozliczenia za zużytą energię odbywają się według bieżących cen z Towarowej Giełdy Energii (Rynek Dnia Następnego). Taki sposób rozliczeń to alternatywa dla dotychczasowych modeli, opartych na stałej, ustalonej stawce. Aby móc przejść na taryfę dynamiczną, gospodarstwo domowe musi mieć jednak zainstalowany inteligentny licznik energii. W praktyce nie dla wszystkich będzie to również opłacalne – na tym rozwiązaniu w największym stopniu mogą skorzystać właśnie posiadacze magazynów energii czy pomp ciepła.
– Taryfy dynamiczne opierają się na tym, że w każdej godzinie mamy inną cenę energii, którą znamy wcześniej, i dzięki temu możemy zmienić swoje nawyki konsumenckie, tzn. korzystać z urządzeń energochłonnych wtedy, kiedy energia jest tania albo ceny są wręcz ujemne – podkreśla Dawid Zieliński. – W praktyce to nie jest tak idealne rozwiązanie, jak mogłoby się wydawać. Jeśli konsument nie ma sterowalnych źródeł odnawialnych, magazynu energii bądź sterowalnych odbiorników (czyli systemu, który można włączyć wtedy, kiedy jest tania energia, i wyłączyć, kiedy jest drogo, np. magazyn energii albo samochód elektryczny), to te ceny dynamiczne kompletnie nie mają sensu. Mamy bowiem taryfy G11, G12 i G12w, regulowane przez URE, które obecnie są średnio niższe i bardziej opłacalne, niż gdybyśmy korzystali z dynamicznych cen energii. Natomiast ceny dynamiczne są atrakcyjnym rozwiązaniem, jeśli mamy sterowalne systemy energetyczne, czyli np. magazyn energii, magazyn ciepła, sterowalny klimatyzator, pompę ciepła albo wszystkie te urządzenia. Jedynym problemem jest połączenie tych wszystkich urządzeń. I to wymaga cyfrowego systemu zarządzania.
Czytaj też: Więcej pieniędzy na magazyny energii?
Taką funkcję pełnią systemy HEMS – Home Energy Management System. Integrują one różne urządzenia i technologie w celu monitorowania i ograniczania zużycia energii w domach. Zwykle składają się z kilku elementów, które współpracując, umożliwiają zarządzanie energią w domu. To przede wszystkim inteligentny licznik energii, system różnego rodzaju kontrolerów i czynników przypisanych poszczególnym urządzeniom oraz jednostka sterująca i aplikacja do zarządzania zdalnego.
– Działanie HEMS można opisać na przykładzie zwykłego i sterowalnego klimatyzatora. Otóż zwykły klimatyzator to taki, którego używamy, kiedy mamy w domu 27–30 st. C, jest nam gorąco i duszno. Jeśli włączamy go wtedy, kiedy jest najgoręcej, to kosztuje nas mnóstwo pieniędzy, bo taki klimatyzator ma moc 4–5 kW i musi działać przez kilka godzin albo stale. Zwykły klimatyzator nie wie, jakie są ceny energii i w której godzinie opłaca się chłodzić dom. Natomiast sterowalny klimatyzator jest zaprogramowany tak, że pracuje od godz. 12.00 do 14.00, gdy na giełdzie energii ceny są niskie lub wręcz ujemne. Ten klimatyzator schłodzi wtedy dom do 19 st. C i kiedy wrócimy z pracy ok. 16.00, będziemy mieć idealną temperaturę. Analogicznie sterowalna ładowarka do samochodu elektrycznego włączy się w nocy i wyłączy o 5.00 rano, bo wtedy energia jest tania. Natomiast do tego, żeby te klimatyzatory, ładowarki do elektryków czy magazyny energii były sterowalne, potrzebują cyfrowego mózgu. I tym właśnie jest Home Energy Management System, który w Columbusie ma swoje imię: Power House – wyjaśnia prezes Columbus Energy.
W poprzedniej edycji programu Mój Prąd systemy EMS/HEMS były traktowane jako osobna pozycja dofinansowania. W szóstej, rozpoczętej we wrześniu, usunięto je z listy, podobnie jak pompy ciepła i kolektory słoneczne, zakładając słusznie, że powinny być integralną częścią systemu energetycznego domu.
Biomasa i paliwa alternatywne. Czytaj w internecie
Zdjęcie i źródło: Newseria