Przyglądam się branży wytwarzania oraz produkcji biomasy i wydaje mi się, że tak źle jeszcze nie było, a zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej. Nowatorskie podejście do możliwości wykorzystania polskiej biomasy rolnej gdzieś się zapodziało i ostatnie plantacje roślin energetycznych w najbliższym czasie zostaną zaorane, a wytwórnie pelletu ze słomy zamknięte. Skąd jednak mój pesymizm?

Nowa ustawa stała się dzisiaj niemalże faktem. Jednak tak długi okres prac przygotowawczych (to już ponad 3 lata), mnogość wersji, z których wiele miało być wersjami ostatecznymi, długi okres niepewności, w którym kierunku pójdą regulacje dla poszczególnych sektorów (elektrownie biomasowe, wiatrowe, wodne, biogazowe itp.) doprowadziło do zamrożenia inwestycji. Żeby było jeszcze ciekawiej, kto ma jeszcze szansę, ten chce na siłę uruchomić nową instalację OZE, żeby załapać się do starego systemu sprzed 1 stycznia 2016 r. Powód? Większość boi się systemu aukcyjnego, co wydaje się słuszne, bowiem pierwsze aukcje wystartują z opóźnieniem i są jedną wielką niewiadomą. Co ciekawe nie słychać już nawet zbyt wielu głosów niezadowolenia z obecnego kształtu ustawy. Może dlatego, że już wszyscy są zmęczeni i uważają, że lepsza taka niż żadna?

Reklama

Mamy zatem nową, ponad 100 stronicową ustawę. Trzeba odtrąbić sukces i otworzyć szampana. Jednak ja osobiście nie o takim sukcesie dla polskiej biomasy marzyłem. Nowa ustawa doprowadzi do marginalizacji polskiej biomasy, a dokładniej polskich producentów i wytwórców biomasy. Bo elektrownie i firmy handlujące biomasą sobie poradzą, wymuszą obniżki cen poniżej kosztów produkcji, a jak się nie da, to całość biomasy zaimportują (już dzisiaj ponad 50% biomasy agro pochodzi z importu, więc gdzie to wsparcie dla polskiego rolnictwa). To tak jak w tym starym przysłowiu – „murzyn zrobił swoje, a teraz murzyn może odejść”.

Od samego początku produkcja czystej energii z biomasy była najprężniej rozwijająca się częścią rynku OZE w Polsce. Rolnicy zakładali plantacje energetyczne, powstawały pelleciarnie słomy, inwestowano w maszyny do zbioru słomy oraz maszyny do pozyskiwania biomasy z odpadów pozrębowych i do rekultywacji zarośniętych terenów rolnych. Energetyka dostosowywała kolejne kotły do współspalania i budowała nowe do spalania biomasy i chłonęła całą biomasę, jaka była tylko dostępna. Aż pod koniec 2012 wszystko gruchnęło i okazało się, że system certyfikacji nie przewidział możliwości regulowania nadprodukcji OZE, (choć przewidział możliwość uiszczenia opłaty zastępczej na wypadek jej niedoborów nawet w sytuacji, gdy jest tej energii za dużo, co w znacznym stopniu przyczyniło się do gwałtownych spadków, a w konsekwencji praktycznie do destabilizacji całego rynku OZE). Następnie przez długie miesiące ustawodawca dyskutował, debatował, tworzył kolejne projekty dokumentów i rozporządzeń.

Energetyka chcąc przywrócić rentowność wytwarzania energii OZE z biomasy zaczęła drastycznie obniżać ceny zakupu biomasy (często poniżej kosztów wytworzenia). Najbardziej dotknęło to producentów i wytwórców biomasy agro. Zakładanie nowych plantacji energetycznych straciło sens ekonomiczny, a producenci pelletu ze słomy zaczęli popadać w kłopoty finansowe. Na domiar złego uruchomiono na dużą skalę import (2013 rok to ok. 1.600.000 ton, a szacunki za 2014 to ok. 2.000.000 ton), z którym trudno jest konkurować polskim rolnikom i producentom pelletu agro.

Dodatkowo po długich debatach wprowadzono rozporządzeniem pojęcie drewna pełnowartościowego, co na długie miesiące wprowadziło chaos w przygotowywaniu dokumentów uwierzytelniających pochodzenie biomasy. Obecnie ustawodawca i urzędnicy pracują nad kolejnymi udogodnieniami jak standaryzacja biomasy, giełdy biomasy itp. Powstaje pytanie, jakie jeszcze koszty branża biomasy będzie w stanie udźwignąć?

Jednak to, co przyniesie branży producentów biomasy (w szczególności agro) 1 styczeń 2016 to całkowity pogrom. Zapotrzebowanie na biomasę agro może spaść o ok. 2.000.000 ton rocznie (przy obecnym rocznym zużyciu ok. 4.000.000 ton). Czeka nas planowana standaryzacja biomasy, a może nawet obowiązek handlu biomasą za pośrednictwem platform obrotu albo giełd towarowych.

Energetyka z reguły szła na skróty, nie szukała kontaktu z producentami i wytwórcami biomasy, a jedynie z pośrednikami i handlarzami.

Może zbyt czarno to widzę, ale zakładając, że branża biomasy przetrwa 1 stycznia 2016 i uda się konkurować z importem, współspalanie z połową wsparcia nadal będzie dla niektórych elektrowni opłacalne, to powstaje pytanie: Co dalej? Większość instalacji ma już po kilka lat i zacznie się im kończyć okres wsparcia, a nowe instalacje biomasowe w systemie aukcyjnym nie maja większych szans na sukces (bo jak przewidzieć ceny paliwa na okres 15 lat?).

Jak to wyglądało i jak wygląda od strony producenta biomasy? Marnie, bo energetyka z reguły szła na skróty, nie szukała kontaktu z producentami i wytwórcami biomasy, a jedynie z pośrednikami i handlarzami, którzy gotowi byli podpisywać umowy gwarantujące ilości i cenę na długie lata. Niestety producenci i wytwórcy biomasy rzadko widzieli te pieniądze, większość zysków trafiało do pośredników.

Obecnie producenci i wytwórcy działają już praktycznie na granicy opłacalności, a zmniejszenie zapotrzebowania od stycznia 2016 dobije branżę. Uważam, że rozwiązaniem zaistniałej sytuacji będzie wprowadzenie ograniczenia dla importu biomasy poprzez wyłączenie importowanej biomasy z możliwości zaliczenia jej do OZE z dniem wejścia w życie ustawy, czyli 1 stycznia 2016. Można to zrobić w formie rozporządzenia lub nawet zmiany istniejącego rozporządzenia. To oczywiście nie załatwi wszystkich problemów branży biomasy, ale da jej szanse na przetrwanie.

Autor: Bogdan Warchoł, Dyrektor ds. Produkcji Pelletu i Handlu Surowcami Energetycznymi, Polenergia S.A.

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE