Minął 1.07.2016 – magiczna data wejścia w życie części zapisów nowelizacji Ustawy o OZE. I co? I, niestety, nic. Właściwie nie zaobserwowałem żadnych zmian, a moja wiedza wzbogaciła się jedynie o to, że nic już się nie wydarzy.
Zaczynają się żniwa i dla biomasy rolnej (dzisiaj lokalnej) zwykle był to gorący okres. Właściwie zorganizowane magazyny i podpisane kontrakty decydowały o możliwościach produkcyjnych na cały kolejny sezon. Dziś sprawa jest jasna – kolejny sezon będzie dla tej biomasy sezonem martwym. Jednostki wytwórcze produkujące zieloną energię w oparciu o biomasę, a korzystające ze starego systemu wsparcia, minimalizują straty, a więc i produkcję. A niestety, w tej produkcji liczy się głównie ta zagraniczna. Biomasa lokalna póki co znajduje się w poczekalni. Wciąż to, co jest spalane, w większości pochodzi ze świata i zdecydowanie lokalne nie jest. Konkurencja cenowa jest bezwzględna i nie bierze pod uwagę żadnych innych kryteriów. Do końca roku, a w najgorszym przypadku do wejścia w życie rozporządzenia o dokumentowaniu biomasy lokalnej (bo wcale nie jest powiedziane, że Ministerstwo Rolnictwa upora się z tym niełatwym problemem na czas), hulaj PKS-ie, hulaj słoneczniku i masłoszu – piekła nie ma…
Niektóre spółki zakupowe próbują nawet tworzyć długoterminowe kontrakty na zapas. A co słychać w biomasie leśnej? I tu niespodzianka. Nasi drodzy leśnicy chyba również dostrzegli problem importu i… olaboga, co teraz? Przecież biomasa leśna nie musi spełniać wymogu lokalności. Może coś da się jeszcze zrobić, by dać priorytet tej krajowej? Szkoda, że tylekroć zgłaszane propozycje współpracy w temacie kompleksowej ochrony krajowego rynku biomasy trafiały tylko między sosny i świerki. Ale może lepiej późno niż wcale. Jest o co powalczyć, a Lasy Państwowe jako sojusznik to bezcenny partner. Jest szansa na odpowiednie zapisy w aktach wykonawczych, więc cała moc pracy przed nami. A zdawało się, że po uchwaleniu nowelizacji przyjdzie wreszcie czas na odpoczynek. Ale za starym powiedzeniem, że diabeł tkwi w szczegółach, nie można zwalniać tempa. Niezbyt przyjemnym jest fakt, że wszystkie te działania mogą mieć swój efekt dopiero w przyszłym roku, a i to zapewne pod koniec pierwszego półrocza. Planowane na ten rok aukcje będą mieć charakter pilotażowy, a wolumeny wymiar symboliczny. Czy jednostki posiadające już koncesje na dedykowane instalacje spalania wielopaliwowego w obliczu nowej „rozluźnionej” definicji rozpoczną działalność? Niestety, odpowiedź jest jednoznaczna – nie rozpoczną. Ceny zielonych certyfikatów przekroczyły kolejną granicę. Ich wartość jest niższa niż strata notowana podczas potencjalnej produkcji energii z biomasy. Wartość tych praw majątkowych jeszcze przez długi czas pozostanie w strefie wsparcia teoretycznego, więc… przez kolejny rok CO2 emitować będziemy w sposób bezproduktywny. Jedno, co można odnotować na plus, to sukces biogazu. Ustawowe wydzielenie z puli zielonych certyfikatów 0,65 proc. dla biogazu i certyfikatów błękitnych stabilizuje wreszcie tę technologię na przyzwoitym poziomie i część biomasy da się zagospodarować.
Felieton ukazał się w „Magazynie Biomasa”, lipiec/sierpień 2016.
Newsletter
Bądź na bieżąco z branżą OZE