Wielu z nas nie jest tego świadomych, że żyjemy w punkcie zwrotnym historii. Znaleźliśmy się na rozdrożu, a wybór drogi, którą podążymy, jest być może najpoważniejszą decyzją w historii ludzkości – z jednej strony majaczy przepaść, z drugiej rysuje się spójna wizja dobrej przyszłości społecznej, gospodarczej i środowiskowej. Którą drogę wybierzemy?
Świat stoi w obliczu rozlicznych wyzwań. Jednym z najważniejszych jest wybór drogi, jaką w przyszłości rozwinie się system pozyskiwania energii. W Polsce od tak dawna oparty jest on na paliwach kopalnych, szczególnie na węglu, że w zasadzie nie znamy innego. Traktujemy to jako coś oczywistego i wiecznego, nawet nie zastanawiając się nad konsekwencjami takiego podejścia. W obliczu wyczerpywania się tanich źródeł surowców energetycznych mamy trzy możliwości: przejście na wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii, rozwój energetyki jądrowej albo… przyjęcie do wiadomości, że systemu energetycznego bez paliw kopalnych nie będzie – czyli wariant pesymistyczny. Pierwsza opcja rokuje zdecydowanie najlepiej.
Wyraziste stanowiska o konieczności całkowitego odejścia od paliw kopalnych wyrażają już niemal wszystkie organizacje mające ogląd sytuacji na poziomie światowym, w tym m.in. ONZ, UE, OECD, MFW, G7 czy Bank Światowy. Podobne wezwanie wystosował też papież Franciszek w encyklice Laudato si’[3], do argumentów gospodarczych dodając wymiar moralno–etyczny. To, że od spalania paliw kopalnych trzeba odchodzić jest już jasne, a trwająca na świecie dyskusja coraz bardziej skupia się nie na tym, czy to zrobić, ale jak to zrobić.
OZE w Polsce
W Polsce kwestia OZE często jest utożsamiana z zamachem na węgiel, będący od dawna podstawą naszej energetyki i filarem bezpieczeństwa energetycznego. Odchodzenie od paliw kopalnych to bardzo głęboka zmiana i zasadne jest postawienie najważniejszych pytań: Czy naprawdę trzeba robić tę całą rewolucję energetyczną i zmieniać coś, co od dawna działało? Czy w ogóle możemy obyć się bez paliw kopalnych? Jakie mamy możliwości?
Wniosek jest jednoznaczny: trzeba to zrobić i jest to pilne. Bardzo pilne. Podjęcie działań to zarówno odpowiedź na liczne zagrożenia, jak i szansa uzyskania dodatkowych korzyści. Dokonanie transformacji systemu energetycznego jest możliwe przy obecnie dostępnych technologiach i opłaca się zrobić to już teraz. Mam na myśli nie tylko cały świat czy Europę, lecz także, a może nawet przede wszystkim Polskę, która nadal kontestuje coraz wyraźniejsze symptomy i konieczność tej zmiany. Bariery tej transformacji nie leżą w ograniczeniach fizycznych, technicznych ani ekonomicznych, lecz znajdują się przede wszystkim w naszych głowach.
Rewolucja już się zaczęła
Państwa, które mają w Unii Europejskiej najwięcej do powiedzenia: Niemcy, Wielka Brytania i Francja, zdecydowanie weszły na drogę odchodzenia od paliw kopalnych, a kraje te popiera wiele innych. Jeśli ta grupa zgadza się co do jakiejś kwestii, to można uznać, że klamka zapadła, a forsowane przez polskich polityków próby płynięcia pod prąd i budowania przyszłości na podstawie rozwiązań z przeszłości (tj. konserwowanie skansenu węglowego), stają się coraz bardziej oderwane od rzeczywistości. Można zachodzić w głowę, czemu nasze koncerny budują nowe bloki węglowe w Opolu, Kozienicach czy Jaworznie. Wszystko wskazuje na to, że będą to ostatnie bloki węglowe zbudowane w Unii Europejskiej – skazane na straty relikty minionej epoki. Do uczynienia ich zupełnie niekonkurencyjnymi źródłami prądu nie trzeba będzie nawet wysokich opłat za emisję – szacowany koszt „wyjścia na zero” dla nowych bloków budowanych w elektrowni Opole to 37 g/kWh – dwukrotnie więcej od obecnej ceny hurtowej prądu w Polsce, która już teraz jest znacząco wyższa niż u naszych sąsiadów – Niemiec, Szwecji czy Czech. Chcemy najwyższych cen prądu w Europie i ucieczki przemysłu z kraju? – budujmy nowe bloki węglowe.
Wiele słyszeliśmy, że Unia Europejska jest wyjątkiem, a reszta świata, w szczególności najwięksi emitenci CO2 – USA i Chiny, nie zamierzają ograniczać emisji. Ale to już nieaktualne.
W USA elektrownie węglowe zamykane są setkami – częściowo wiąże się to z przechodzeniem na tańszy dzięki rewolucji łupkowej gaz, ale tylko częściowo – w zeszłym roku 3/4 inwestycji w nowe moce produkcyjne w amerykańskim sektorze elektroenergetycznym poszło na OZE, a na gaz 1/4. Wdrażane są liczne innowacyjne rozwiązania. O inwestowaniu w węgiel nikt tam nie myśli.
W Chinach produkcja prądu z węgla i zużycie węgla gwałtownie spadają – wiele ośrodków analitycznych jest zdania, że szczyt emisji CO2, do którego Chiny przymierzały się na 2030 r. miał miejsce już w 2014 roku. Na początku marca szef chińskich Państwowych Sieci Elektroenergetycznych (największego przedsiębiorstwa elektroenergetycznego na świecie) Liu Zhenya powiedział, że „jego firma odrzuca tzw. strategię energetyczną wszystkie-źródła-energii (all-of-the-above) jako sposobu na zaspokojenie potrzeb energetycznych i ochrony klimatu. Lepiej bowiem skupić się na rozwoju nowej generacji technologii energetycznych, a im szybciej się to zrobi, tym lepiej. Jedyną przeszkodą do pokonania jest sposób myślenia, a nie problemy technologiczne.”
Podkreślę: Chińczycy w ogóle nie myślą już o utrzymaniu dominacji węgla w energetyce, skłaniają się nawet do odrzucenia go jako jednego ze licznych źródeł energii; zamierzają zaś koncentrować się na nowych technologiach energetycznych, głównie wietrze i słońcu. Ponadto w przyszłym roku Chiny planują wprowadzenie ogólnokrajowego systemu handlu uprawnieniami do emisji.
Kończy się czas paliw kopalnych
Dlaczego cały świat idzie w tę stronę? Dlaczego wszystkie organizacje mające globalny ogląd sytuacji i perpektywicznie myślące kraje i firmy decydują się na zmiany? Ponieważ zdają sobie sprawę, że czas paliw kopalnych się kończy. Na szczycie klimatycznym w Paryżu narody świata wspólnie uzgodniły cel, jakim jest utrzymanie wzrostu średniej globalnej temperatury na poziomie znacznie poniżej 2°C poziomu przedindustrialnego i kontynuowanie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5°C. Co to oznacza z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych? Nawet łagodniejszy cel ograniczenia ocieplenia do 2°C to konieczność wyzerowania emisji CO2 do połowy stulecia. To już za niewiele ponad 30 lat! I zalesianie tu nie pomoże, bo nawet nierealnie ambitny program zalesiania może przesunąć datę koniecznego wyzerowania emisji ze spalania paliw kopalnych co najwyżej o kilka lat. Krótko mówiąc: narody świata uzgodniły, że od połowy stulecia na świecie nie powinno spalać się paliw kopalnych. Być może celu tego nie uda się osiągnąć, choć przełomowe technologie mogą ten proces ułatwić, a nawet przyśpieszyć, ale wraz z nasilającymi się katastrofami klimatycznymi i kolejnymi milionami uchodźców klimatycznych cele redukcji emisji będą najpewniej zaostrzane. Już teraz w Unii Europejskiej coraz głośniej mówi się, że aby zrealizować zobowiązania z Paryża, cena uprawnień do emisji musi rosnąć szybciej.
Ropa jest substancją najtrudniejszą do zastąpienia i większość jej dostępnych zasobów zostanie najprawdopodobniej wykorzystana. Następnym na liście wygodnych i relatywnie czystych źródeł energii jest gaz, który będzie traktowany w energetyce jako paliwo przejściowe. Najmniej pożądanym paliwem kopalnym, od którego będzie się odchodzić najszybciej, jest węgiel. Jest on paliwem nie tylko najbrudniejszym (zarówno pod względem emisyjności, jak i konwencjonalnych zanieczyszczeń, szkód górniczych itp.), ale też najłatwiejszym do zastąpienia. Co więcej, jeśli węgiel będzie w przyszłości wydobywany, to przede wszystkim w kopalniach o najniższych kosztach wydobycia, takich jak kopalnie odkrywkowe w Australii, Rosji czy Kazachstanie, a nie w coraz kosztowniejszych kopalniach głębinowych na Śląsku. A zatem broniąc wytwarzania prądu z węgla, szykujemy grunt pod import tego paliwa. Coraz powszechniejsze wliczanie kosztów zewnętrznych energetyki węglowej na zasadzie „zanieczyszczający płaci” wbija zaś gwóźdź do trumny tego paliwa. Jednocześnie szybko spadające ceny odnawialnych źródeł energii – przede wszystkim wiatru i słońca oraz rozwój rozwiązań ukierunkowanych na stabilizację sieci już teraz w wielu krajach czynią węgiel paliwem nieopłacalnym. A zatem budowanie dziś nowych elektrowni węglowych, które miałyby działać 40 czy 50 lat nie ma sensu ekonomicznego – będą to bowiem źródła najdroższej energii (patrz ilustracja 2.), trwale nierentowne, a do tego nieelastyczne i „betonujące” system energetyczny w formie skansenu.
Zamiast zadawać pytanie: jak utrzymać miejsca pracy w systemowo nierentownych kopalniach na Śląsku?, powinniśmy zapytać: w jaki sposób na Śląsku stworzyć liczne przyszłościowe miejsca pracy? Kierujmy tam miliardy, ale nie jak dziś na utrzymywanie przy życiu schyłkowej branży, ale na uprzemysłowienie regionu po nowemu. To właśnie w sektorze OZE i efektywności energetycznej będzie biznes do zrobienia i miejsca pracy, a nie w coraz głębszych dziurach w ziemi i technologiach węglowych minionej epoki. Wysoka kultura techniczna Śląska predestynuje go do stania się centrum takich przemian.
Transformacja światowego systemu energetycznego będzie kosztować dziesiątki tysięcy miliardów dolarów. Ktoś te pieniądze wyda, ktoś je zarobi. Ci, którzy pierwsi zbudują kompetencje w obszarze efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii dostaną największy kawałek tortu. To oni będą mieli innowacyjną gospodarkę, zyski, czyste powietrze i wodę oraz poczucie, że byli „dobrą zmianą”. Ci, którzy w imię konserwowania status quo będą zmiany blokować i opóźniać rozwój technologii nowej rewolucji energetycznej, zostaną skansenem technologicznym, następnie (wraz z wprowadzaniem coraz ambitniejszych polityk ochrony klimatu) zostaną ich importerem, pozostawią środowisko w gorszym stanie i będą funkcjonować jako „czarne owce” polityki klimatycznej.
Powinniśmy mieć na uwadze, że polski system elektroenergetyczny jest zdekapitalizowany, a starzenie się elektrowni i sieci przesyłowych oznacza, że tak czy inaczej w najbliższych dekadach trzeba będzie zainwestować setki miliardów złotych, niezależnie od tego, czy postanowimy budować nowszą infrastrukturę węglową, czy pójść drogą reszty świata.
Trzeba tylko pamiętać, że postulując inwestowanie w infrastrukturę węglową, de facto czynimy iście diabelski zakład, obstawiając w praktyce scenariusz rozpadu Unii Europejskiej, a co najmniej wyjście z niej naszego kraju, klęskę światowej polityki klimatycznej i stagnację technologiczną. Jeśli te rachuby się nie sprawdzą, zostaniemy wielkim przegranym, a osoby podejmujące dziś błędne decyzje, będą przeklinane przez nasze dzieci.
autor: Marcin Popkiewicz
zdjęcie: 123rf