Każdy z nas, a zapewne również większość naszych znajomych, niekoniecznie związanych z branżą, wie o konflikcie, jaki istnieje na linii stanowisk Komisji Europejskiej i polskiego rządu w sprawie energetyki. Konflikt ten ostatnio przybrał na intensywności w związku z wprowadzeniem pakietu  „Czysta energia dla wszystkich Europejczyków”, zwanego pakietem zimowym.

Reklama

Nie chcę tutaj oceniać argumentów żadnej ze stron. Oba stanowiska są w różnych kwestiach zasadne i nie zazdroszczę sytuacji naszym decydentom. Młot i kowadło znakomicie oddają charakter sytuacji. Chciałbym natomiast skoncentrować się na jednej z kwestii, która stanowi dość istotny element batalii. Rząd nasz z olbrzymią determinacją podnosi kwestie krajowych uwarunkowań polegających na wytwarzaniu energii z węgla. Od samego początku polska energetyka rozwijana była w oparciu o czarne złoto i nikomu nigdy do głowy nie przyszło, aby to zmienić. Jest węgiel, są kopalnie, są górnicy, są elektrownie węglowe i jest również cały bagaż konsekwencji, niestety również bardzo negatywnych. Na szczęście nie posiadam takich kompetencji, aby te problemy rozwiązywać, a z punktu widzenia przeciętnego obywatela każdy wynik będzie dobry – albo nieco taniej, albo nieco zdrowiej, nie wiem, komu kibicować.

Powróćmy jednak do kwestii zasadniczej – wygoda wybiórczości. Rząd nasz jak rozjuszona lwica broni energetyki węglowej „bo kopalnie, górnicy i cała węglowa infrastruktura energetyczna”, kompletnie przy tym zapominając o rodzimej biomasie. Traktowanie krajowego węgla jako narodowego dobra, które, niestety, niesie za sobą mnóstwo kłopotów, znajduje silne rządowe poparcie, natomiast rzeczowe i uczciwe podejście do krajowej biomasy, która kłopoty te w sporej części mogłaby rozwiązać, jakoś nie może doczekać się właściwego miejsca w pomysłach na przyszłość naszej energetyki. W walkę o status quo angażowane są olbrzymie ilości energii (pewnie i tej odnawialnej) i w tej zawierusze brak czasu, aby taczki biomasą załadować. Czy nasz rząd postawił sobie za cel zielono świecić tylko tym rozwiązaniom, które są sprzeczne z polityką energetyczną KE? Wciąż czekamy na realizację zapowiadanych w ustawie o OZE na 1.01.2017 r. rozporządzeń, prace nadal trwają.

Niemałą irytację budzi we mnie również batalia, jaką obecnie toczy skądinąd państwowa energetyka w sprawie zminimalizowania udziału biomasy lokalnej. Zarządy naszych koncernów energetycznych przytaczają „silne” argumenty w postaci eksperckich opracowań, że ich jednostki wytwórcze były projektowane na spalanie łupin palmy kokosowej (PKS???) i innego paliwa nie bardzo mogą palić, że ukraiński pellet z łuski słonecznika jest optymalnym dla ich kotłów, że spalając polską (czytaj lokalną – przywożoną z odległości nie większej niż 300 km od elektrowni) biomasę, stracą uprawnienia gwarancyjne na kotły, że nasza krajowa biomasa jest droższa od odpadów zwożonych zza granicy, a w sytuacji, gdy wzrośnie na nią zapotrzebowanie, to pewnie jeszcze podrożeje. No właśnie, a gdzie cała masa argumentów tak gładko i pięknie przytaczanych w przypadku węgla o naszej krajowej gospodarce, o miejscach pracy, o obrocie kapitału itd.? Nie wiem, gdzie leży problem, aby na polską biomasę spojrzeć w podobny sposób – wygoda wybiórczości? Tylko czy wybór ten na pewno jest potraktowany właściwie pojętą wygodą, czy nie przyniesie on zupełnie czegoś innego? Chciałoby się krzyknąć – panowie, oprzytomnijcie!

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE