Biogaz na niemieckiej technologii w Polsce? W Niemczech kończy się biogazowe Eldorado, giganci będą więc szukać nowych możliwości. A to szansa dla nas.

Reklama

Pod względem liczby biogazowni Niemcy z ponad 9 tys. instalacji nie mają sobie w Europie równych. Ich powstanie było możliwe dzięki działaniom tamtejszego rządu, który wysoko dotował najpierw budowę, a później produkcję energii. Stopniowe obcinanie rządowych subsydiów sprawia jednak, że nadchodzi koniec biogazowego Eldorado. Tym samym firmy technologiczne, działające do tej pory głównie za naszą zachodnią granicą, żeby przetrwać, muszą szukać nowych rynków.

Sprawdź też: Biogaz z nowymi perspektywami, czyli klastry energii

Cena odbioru energii elektrycznej gwarantowana przez 20 lat i  priorytetowe przyłączanie do sieci przesyłowej to elementy, które w  największym stopniu wpłynęły na biogazowy boom za naszą zachodnią granicą. W  Niemczech nie było potrzeby szukania tanich technologii czy nowych, oszczędnych rozwiązań. Gdy rząd dał zielone światło dla biogazu, pojawiły się dotacje do budowy i  tym samym mnóstwo chętnych, by postawić własną instalację. Model był niemal zawsze ten sam: substrat – kiszonka z kukurydzy, technologia – NaWaRo.

– Specyfiką niemieckiego rynku biogazowego jest oparcie na substratach typowo rolniczych, przede wszystkim kiszonkach uzupełnionych głównie gnojowicą. Ponad 10  proc. powierzchni upraw w  Niemczech jest zajętych pod uprawę kukurydzy, co daje 60 mln ton kiszonki przerabianej rocznie w biogazowniach – podkreślał w  jednym z  wydań „Rynku Biogazu” prof. Jacek Dach.

Polska ma powierzchnię gruntów rolnych większą o ponad 1 mln ha od Niemiec. Teoretycznie więc potencjał dla biogazowni rolniczych w  modelu niemieckim jest w Polsce nawet większy niż u  naszych zachodnich sąsiadów. Należy jednak podkreślić, że z uwagi na różnice w cenach sprzedawanej energii powielanie niemieckiego modelu przez polskie biogazownie jest dla nich prostą drogą do bankructwa.

Załamanie rynku

– Niemiecki rynek biogazu jest obecnie w  trudnym położeniu, ponieważ to faza zmian związana z wstrzymywaniem przez rząd dopłat do produkcji energii z  biogazu – podkreśla Rainer Heinzl, prezes firmy ProFair GmbH, która organizuje największe w Niemczech targi i  konferencje dla sektora biogazowego.

Już na początku 2010 r. było widać, że rozbudowa branży biogazowej przy ciągle wzrastającym wsparciu publicznym nie jest modelem przyszłościowym. Jednym z powodów był ogromny przyrost instalacji OZE znajdujących się w  rękach koncernów i funduszy energetycznych.

Polecamy też: Biogaz rolniczy – nie, energia odnawialna – tak

Dokumentem, który miał ogromny wpływ na rozwój sektora biogazowego w  Niemczech, była nowela EEG 2017. Prawodawca doszedł w niej do wniosku, że należy zmienić system wsparcia dla OZE. W efekcie nastąpiła dalsza nowelizacja prawa energetycznego. Z wejściem w życie nowych przepisów postanowiono przejść ze stałego systemu pomocy publicznej dla produkcji energii elektrycznej z OZE na system aukcyjny. Ponadto podjęto decyzję ograniczenia budowy nowych instalacji do 2019 r. do 150 MW, a od 2020 r. do 2022 r. do 200 MW. To dotyczy jednakże wyłącznie przymusowych przyłączy z OZE.

Regulacje prawne sprawiają, że obsługa podmiotów biogazowych przez firmy technologiczne będzie się ograniczać do serwisu. Powód? Nowe instalacje właściwie nie powstają i wszystko wskazuje na to, że ten trend się utrzyma. W efekcie firmy, które czerpały do tej pory największe zyski z budowy, muszą zadowolić się mniejszymi dochodami z  bieżącej obsługi. To sprawia, że zaczynają szukać nowych rynków. A  Polska w  tym kontekście wygląda bardzo obiecująco.

– Strategie rozwojowe niemieckich firm z branży biogazowej są bardzo zróżnicowane, jednak można zauważyć dwie ogólne reakcje firm projektowo-budowlanych – mówi Joachim Felix z firmy Vegas GmbH.

I wylicza:

– W pierwszym przypadku jest to rezygnacja z  dalszej działalności. Tak stało się z firmą Schmack/Vießmann, która ogłosiła upadłość w  maju tego roku. Drugi casus to zainteresowanie rynkami zagranicznymi.

Nowe rynki to wielkie możliwości

Operatorzy niemieckiego rynku biogazowego niemal zgodnie podkreślają, że oprócz rynków zachodnioeuropejskich, w  pierwszej kolejności spróbują sprzedawać swoje technologie do Brazylii oraz do Chin. Oczywiste jest także zainteresowanie rynkiem polskim.

Powód to uregulowanie podstawy prawnej, w  oparciu o  którą sektor ma szansę na rozwój.

– Moim zdaniem na rynku polskim powstaną biogazownie przetwarzające substraty uboczne i odpadowe. W pewnej ilości będą to instalacje funkcjonujące w  klastrach – mówi Joachim Felix.

I dodaje:

– Na pewno rozwinie się również produkcja biometanu. Przy tej perspektywie dojdzie do substytucji wsadu, a kiszonki nie będą stanowić większości przerobionej biomasy. Jestem przekonany, iż kilka firm niemieckich jest w  stanie zaoferować odpowiednie rozwiązania technologiczne.

Czy możemy spodziewać się więc inwazji niemieckich technologii?

– Myślę, że do tego nie dojdzie – mówi Joachim Felix. – To, z czym możemy się liczyć, to jedynie wzbogacenie rozwijającej się branży polskiej.

Już dzisiaj w  Polsce swoje oddziały posiadają niemieckie firmy technologiczne. Czy będzie ich więcej? Specjaliści z  branży nie mają co do tego najmniejszych wątpliwości. Otwarte wciąż pozostaje pytanie o dobór technologii. Bo polski rynek jest na tym odcinku bardzo wymagający.

– Niemieckie technologie bardzo mocno rozwinęły się w ciągu ostatnich 10 lat – zaznacza Rainer Heinzl. – Dzięki temu wydajność instalacji w stosunku do ubiegłych lat wzrosła o 20-30 proc. W  efekcie obecnie niemieckie technologie mogą się okazać na polskim rynku konkurencyjne.

 

Tekst: Maciej Roik

Zdjęcie: power-to-the-people.net

 

Chcesz wiedzieć więcej? Kup prenumeratę „Magazynu Biomasa”. Wypełnij ankietę poniżej – my zadbamy o resztę.

Newsletter

Newsletter

Bądź na bieżąco z branżą OZE